King szedł przez finał jak burza, dominował w sposób zaskakująco wyraźny. Prowadził już 3–0 i grał u siebie w czwartym spotkaniu. Ku rozczarowaniu swoich fanów gotowych na mistrzowską fetę, szczecinianie ulegli jednak w meczu numer cztery 75:85. Broniący trofeum wrocławianie walczyli – ich lider Jeremiah Martin rzucił aż 33 pkt. – i przedłużyli serię.
Rywalizacja przeniosła się do stolicy Dolnego Śląska. W Hali Stulecia rok temu Śląsk świętował tytuł po pokonaniu Legii Warszawa, ale tym razem musiał znów początkowo poddać się kapitalnemu rytmowi gry Kinga. Szala zaczęła się przechylać na korzyść przyjezdnych w drugiej kwarcie. Po wyrównanym boju w pewnym momencie seria punktów sprawiła, że szczecińscy koszykarze odskoczyli i rozpoczynali drugą połowę prowadząc 35:29.
Potem jednak za sprawą fantastycznej formy rzutowej Jakuba Karolaka gospodarze odzyskali grunt pod nogami. Ten koszykarz w krótkim czasie trafił trzy „trójki” i znowu gra się wyrównała. Gdyby nie to, może byłoby po sprawie.
Koronacja Kinga odroczona. Koszykarze Śląska zwyciężyli w Szczecinie i pozostają w grze
Martin robił co chciał
Śląsk zagrał dużo lepiej w defensywie, a King nie potrafił rzucić z dalekiego dystansu – po trzech odsłonach miał zaliczone jedno trafienie za trzy na 20 (!) prób. Trzecią kwartę wrocławianie wygrali aż 24:12 i na ostatnie dziesięć minut schodzili wygrywając 53:47.
Śląsk był w gazie, trzy minuty przed końcem po trójce Martina prowadził 71:61. Wrocławski zespół znakomicie wykorzystywał też warunki swojego podkoszowego Aleksandra Dziewy, który punktował spod tablicy. Ważne kosze dokładał leworęczny Martin, fantastycznie dysponowany w akcjach jeden na jednego. Amerykanin zdobył 29 pkt.
Jeremy Sochan w aucie za milion. To cacko ma 500 koni i setkę osiąga w 3 sekundy
Tym samym dojdzie do szóstego starcia w tej parze, w najbliższy czwartek 15.06 w Szczecinie.