Minęły już dwa tygodnie od chwili, gdy świat nie tylko koszykówki, ale i całego sportu, okrył się wielką żałobą. Kobe Bryant był bowiem postacią tak ikoniczną, że hołd zaczęto oddawać mu we wszystkich możliwych dyscyplinach sportowych. Pogrążeni w smutku fani oraz sportowcy czekają na uroczystości pogrzebowe, które mają odbyć się 24 lutego w Los Angeles. Data nie jest przypadkowa - to właśnie dwudziestka czwórka była bowiem numerem Kobe'ego w ekipie Lakersów.
Rozmiar tragedii wyłącznie potęguje fakt, że Amerykanin w chwili tragicznego zdarzenia był na pokładzie helikoptera ze swoją 13-letnią córką Gianną oraz siedmioma pozostałymi osobami. Nikt tej katastrofy nie przeżył.
Na pełen raport Amerykańskiej Krajowej Rady Bezpieczeństwa Transportu przyjdzie nam poczekać nawet i kilkanaście miesięcy, ale śledczy poczynili już pierwsze ustalenia. Wynika z nich, że Bryantowi oraz reszcie ofiar zabrakło bardzo niewiele, aby uniknąć wypadku.
A konkretniej - około pięciu minut. Jak wynika z raportu NTSB, cała podróż miała potrwać 45 minut, natomiast w momencie tragedii maszyna leciała już przez około 39 minut. Była już zatem bardzo blisko celu, do którego nigdy jednak nie doleciała z powodu rozbicia się o jedno z kalifornijskich wzgórz.
Ustalenia śledczych jeszcze mocniej potęgują przygnębiający obraz po stracie jednego z najwybitniejszych przedstawiciela świata sportu. Zabrakło bardzo niewiele, aby ta tragedia w ogóle się nie wydarzyła...