- Przed transferem do Waszyngtonu byłem w stałym kontakcie z moim agentem, więc wiedziałem, co się szykuje. Około 6 drużyn było zainteresowanych tym, bym dla nich grał. Cieszę się, że zmieniłem zespół tuż przed rozpoczęciem sezonu, a nie już w jego trakcie - mówi Gortat.
"Super Express": - Jak ci się gra w Wizards?
Marcin Gortat: - Z meczu na mecz coraz lepiej. Przez kilka dni moja współpraca z Wizards wyglądała może nieco chaotycznie, ale dzięki temu, że zostałem bardzo ciepło przyjęty przez zawodników, szybko się zaaklimatyzowałem.
Gortat znowu miał double-double [WIDEO]
- Czym się różni drużyna Wizards od Suns?
- Przede wszystkim aspiracjami. Z Wizards mamy szansę dostać się do play-offów. Suns są na etapie przebudowywania zespołu, teraz starają się pozyskać zawodnika z najwyższej pozycji w drafcie.
- Nie brakuje ci życia w Phoenix?
- Nie. Waszyngton ma zalety. Cieszę się, że w końcu mam okazję mieszkać w dużym mieście, metropolii tętniącej życiem. W stolicy USA prawdziwym rarytasem jest dla mnie choćby to, że mogę o 5 nad ranem zamówić pyszną pizzę lub też inne jedzenie. Poza tym z Waszyngtonu jest bliżej do Polski i różnica czasu jest mniejsza. A do mojego domu w Orlando, gdzie mieszkam poza sezonem, są tylko 2 godziny samolotem. To są dla mnie duże plusy.
- Byłeś już w Białym Domu?
- Jeszcze nie, ale planowane są wizyta i spotkanie drużyny z prezydentem Barackiem Obamą.
- A co z twoją dziewczyną Anią?
- Chyba wszystko w porządku.
- Podobno nie jesteście już razem...
- Zdecydowaliśmy się rozstać.
- Szukasz dziewczyny?
- Na razie koncentruję się na grze w koszykówkę. Zwracam uwagę na kobiety, chciałbym kiedyś założyć rodzinę, ale mam jeszcze na to czas. Po rozstaniu z Anią się nie załamałem, mam przed sobą bardzo ważny sezon i na tym się koncentruję. Dziękuję moim kibicom za wszystkie ciepłe słowa i za wsparcie. Z kolei wszystkich "znawców" koszykówki i hejterów serdecznie pozdrawiam, bo bez nich nie byłbym tym, kim jestem.