Informacja o tym, że Kobe Bryant nie żyje napłynęła ze Stanów Zjednoczonych w niedzielny wieczór. Legendarny koszykarz Los Angeles Lakers poniósł śmierć w wyniku katastrofy prywatnego helikoptera. Świadkowie mówili, że maszyna zapaliła się jeszcze w locie, a następnie runęła na ziemię. Dopiero po kilkudziesięciu minutach służby potwierdziły, że na jej pokładzie znajdował się idol adeptów koszykówki z całego świata. Początkowo w przekazach pisano o pięciu ofiarach śmiertelnych. Tragiczny bilans wzrósł po konferencji prasowej służb ratunkowych. Daryl Osby, szef strażaków z Los Angeles, przekazał, że ofiar było więcej.
Na spotkaniu z dziennikarzami przekazał, że zginęło dziewięć osób. - Na pokładzie znajdowało się łącznie 9 osób. Było to ośmiu pasażerów i jeden pilot. Niestety, nikt z nich nie przeżył - mówił Osby w smutnym tonie.
Według źródeł w helikopterze znajdowała się także 13-letnia córka ikony. Gianna Maria Onore podróżowała z ojcem na... trening koszykówki. Śmierć Bryanta poruszyła całe sportowe środowisko, które pogrążyło się w smutku. Wyrazy ubolewania przekazali już między innymi Marcin Gortat czy Robert Lewandowski.
Polecany artykuł: