„Super Express”: - Uszedł pan od dramatycznej sytuacji w Arizonie?
- Nie, w USA nie ma paniki. Zresztą panika nikomu nigdy się nie przysłużyła. Hotele globalnych sieci ograniczyły tylko działalność, stąd pozamykane bary hotelowe i śniadania wydawane na wynos. W stołówce były stale płyny dezynfekujące, a potem widziałem je przy każdym okienku odprawy na lotnisku. Wróciłem, bo za miesiąc granice Stanów mogą być już zamknięte, a ja nie chcę nie móc widywać rodziny. Chcę widzieć, jak dorastają moje dzieci. Rodzina mnie uskrzydla. Czułem się właśnie uskrzydlony po wspólnych wakacjach w Portugalii, przed wyjazdem do Stanów.
- Jak wygląda trening po powrocie do kraju?
- Od poniedziałku mam kwarantannę. Nie mogę wybiegać z domu. Ale mam tutaj rower stacjonarny, piłki lekarskie, gumy oporowe. Wykonuję więc trening siłowy i trochę treningu sprawnościowego. Mam też w domu urządzenie do hipoksji (rozrzedzania powietrza jak w górach wysokich, co daje przyrost czerwonych krwinek – przyp. red.). We Flagstaff ukończyłem aklimatyzację górską. Tutaj wdycham górskie powietrze przez maseczkę.
- Czy igrzyska w Tokio powinny odbyć się w terminie?
- Nie wiem, czy powinny. Organizatorzy igrzysk i MKOl zapewne muszą prezentować optymizm dopóki trwa „okienko” na utrzymanie terminu. Ja w istniejącej sytuacji wolałbym, żeby nie odbyły się w terminie, skoro nie mogę w pełni trenować.