W Drużynowych Mistrzostwach Europy Polacy odnieśli sukces historyczny, bo nigdy wcześniej nie zajęli w tych zawodach tak wysokiego miejsca. Zaledwie raz wywalczyli podium - w 2014 roku w Brunszwiku - dlatego też teraz mieli sporo powodów do radości. Ale wśród naszych reprezentantów sporo było też niedosytu, bowiem ze zwycięzcami - Niemcami - przegrali nieznacznie. A mogli nawet wygrać, gdyby nie kontrowersyjne decyzje sędziów.
Najgłośniej było o biegu na 800 metrów wygranym przez Pawła Kszczota. Polak na metę przybiegł jako pierwszy, ale arbitrzy uznali, że w trakcie wyścigu zachował się nieprzepisowo i ostatecznie został zdyskwalifikowany. Zwycięstwo odebrano mu za przekroczenie wewnętrznej linii toru, choć on sam twierdzi, że był to efekt przepchnięcia przez jednego z rywali, a sędziowie źle zinterpretowali całą sytuację.
Wykluczone zostały także Ewa Swoboda (100 metrów) i Karolina Kołeczek (100 metrów przez płotki). O ile w tym pierwszym przypadku decyzja była słuszna, tak w drugim już raczej nie. Co gorsza protest zawodniczki został odrzucony.
Na te sytuacje wściekły był Paweł Fajdek. Polski kulomiot nie miał sobie równych w swojej konkurencji, ale denerwował się na arbitrów, bo jego zdaniem wyraźnie przeszkadzali biało-czerwonym - Organizacyjnie jest dramat. To Drużynowe Mistrzostwa Europy, tu wszystko powinno być dopięte na ostatni guzik. To jest nieporozumienie. Ewidentnie ktoś przeszkadza nam w tym, by wygrać - mówił rozgoryczony w rozmowie z reporterem TVP. Mimo to srebro wywalczone w Lille i tak trzeba potraktować jako duży sukces. Wielkie brawa dla Polaków!