Na razie trzykrotnie stanął na bieżni uzyskując wyniki na dystansie 400 m powyżej 47 s czyli dwie sekundy gorzej od rekordu życiowego (45,11 s). Skąd taki regres?
- Dopiero od miesiąca trenuję na sto procent - wyjawia lekkoatleta pochodzący z Kruszwicy, a mieszkający w Poznaniu. - Straciłem co najmniej dziesięć tygodni treningu. A w tym wieku trudniej nadrobić takie zaległości.
Kontuzje prześladowały go od dawna. Miał jednak dwuletni komfort do ubiegłej wiosny. Tymczasem w lecie 2018 kontuzja Achillesa uniemożliwiła mu start w ME w Berlinie. W marcu br. ból kolana nie pozwolił na udział w halowych ME w Glasgow. Na tym się nie skończyło.
- W maju wyskoczył mi dysk w kręgosłupie, gdy miałem wystartować w mistrzostwach sztafet w Japonii. Przeleżałem tam dwa tygodnie w łóżku. A potem przytrafiło się zatrucie i ostra gorączka. Straciłem sześć kilo wagi – wzdycha zawodnik Śląska Wrocław i starszy szeregowy wojska.
Ale żołnierz się nie poddaje. Więc i on podejmuje walkę o powrót do reprezentacji.
- O porzuceniu sportu myślałem przy poprzednich urazach. Ale teraz już nie. Póki są przede mną starty, moje nadzieje żyją - zapewnia Krzewina. - Nie miałem czarnych myśli, tylko świadomość, że trudno będzie powrócić do szybkiego biegania. Szkoda tylko, że brakuje czasu, by nadrobić straty. Postaram się pobiec najlepiej w miarę moich możliwości. Ale najważniejsze są przyszłoroczne igrzyska w Tokio.
Czy za rok będzie w stanie biegać na najwyższych obrotach?
- I ja i trener Marek Rożej uważamy, że stać mnie jeszcze na rekordowe bieganie. Bo właśnie z powodu dolegliwości nie przetrenowałem w pełni kilku sezonów i mój organizm nie jest wyeksploatowany - wyjaśnia.
Brak wyników w wielkich imprezach spowodował jednak, że spadły jego dochody.
- W marcu skończyło się stypendium kadrowe - nie kryje. - Pozostały mi wynagrodzenie od wojska i od sponsora, Orlenu. Ale one są niższe niż stypendium.