„Super Express” rozmawiał z rekordzistką Polski w rzucie oszczepem Marią Andrejczyk (24 l.), która po zgrupowaniu w portugalskiej miejscowości Ponte Gordo miała wystartować w Pucharze Europy w rzutach w Leirii (21-22 bm.). Imprezę przełożono kilka dni temu, a zgrupowanie straciło sens, gdy na miejscu zastosowane zostały środki ochrony przed koronawirusem.
„SE”: - Co zmusiło was do przedwczesnego wyjazdu z Portugalii?
- Od piątku zamknięty został ośrodek treningowy w Ponte Gordo, a w hotelu zamknięto siłownię. Pozostałby nam trening na plaży, ale to byłoby przecież niepoważne – wyjaśniła Maria Andrejczyk. - Zgrupowanie trwało od 2 marca i miało się skończyć przed Pucharem Europy. Już po kilku dniach stało się jasne, że impreza się nie odbędzie, więc PZLA przebukował nam bilety powrotne na 16 marca. Przed weekendem przyszła wiadomość o zamknięciu granic i pozostał tylko lot specjalny. Bardzo za to dziękujemy.
- Czuła się pani zagrożona w ostatnich dniach?
- Ośrodek treningowy był wprawdzie zamknięty dla osób postronnych, ale pojawiały się w nim grupy sportowe z różnych krajów, więc ryzyko było zwiększone. Byli tam także Włosi… W hotelu pojawiły się płyny dezynfekujące i urządzenia do mierzenia temperatury, a obcy nie mieli tam wstępu. Z kolei w samolocie nie zauważyłam u nikogo charakterystycznych objawów. Zresztą każdy bał się zakasłać czy kichnąć...
- Jak wyglądało ostatnio życie w miasteczku?
- Mało było ludzi na ulicach, ale sklepy funkcjonowały nawet w niedzielę. Zrobiliśmy zapasy przed wyjazdem. Cieszę się, że jestem już na polskiej ziemi.
- Co czeka panią po powrocie?
- Jestem zobowiązana do dwutygodniowej kwarantanny, chociaż nie mam objawów. Przejdę ją w domu, na Suwalszczyźnie. Teraz jak najmniej kontaktów bezpośrednich z rodziną. A po kwarantannie - do pracy. Jestem dziewczyną ze wsi, więc nie sprawia mi problemu wyjście w plener, by wykonać trening. Chłód na dworze też mi niestraszny. Mam nadzieję, że wcześniej czy później ruszy sezon startów. Igrzyska olimpijskie też się odbędą, tylko pytanie: kiedy?
- Chciałaby pani, by odbyły się zgodnie z planem?
- Nie chciałabym, aby odbyły się w tym roku. Zbyt duże ryzyko przy tak wielkim skupisku ludzi. A gdyby miały się odbyć w terminie, ale bez widzów, nie miałoby to sensu. Przecież startujemy także dla nich.