Odsunięty szkoleniowiec zareagował ostrym wpisem na Facebooku. "Koronawirus już dawno dopadł PZLA! Mogą mnie wyrzucić z kadry, osierocić moich zawodników (...), ale to nie odsunie mnie od sportu, jedynie od toksycznych ludzi i szkodników" - napisał m.in. w poruszającym, obszernym oświadczeniu Tomasz Lewandowski.
Negocjacje trwały od późnej jesieni. Jak wyjaśnia „Super Expressowi" wiceprezes PZLA Tomasz Majewski, nie chodziło tylko o pieniądze.
– Główną przeszkodą w porozumieniu się był sam Tomasz Lewandowski, ale nie zamierzam wyjawiać szczegółów - zastrzegł się dwukrotny mistrz olimpijski w kuli. – A biegacze i tak pracować będą według planów opracowanych przez niego - dodał.
Jesienią Lewandowski nie przyjął warunków wynagrodzenia. Za wejście do jego grupy Adama Kszczota zaoferowano mu dodatkowo tylko 2000 zł brutto (zarabiał do 12 tys. zł). Jak twierdzi – odrzucił ofertę z powodów zdrowotnych.
Gdy się podleczył, był już skłonny ją przyjąć, chociaż miała nie uwzględniać jego sposobu przygotowań do igrzysk (w tym udziału zagranicznych sparingpartnerów). Ale wtedy PZLA zmienił ofertę: zamiast etatu wyłącznie wynagrodzenie za dni spędzone na zgrupowaniach, po 200 zł dziennie (do igrzysk wyniosłoby średnio 1500 zł na miesiąc) i przywrócenie etatu po zdobyciu przez któregoś z podopiecznych medalu w Tokio. Tego Lewandowski nie zaakceptował.