„SE”: - Dlaczego przez dwa miesiące nie mogłeś odzyskać pułapu 21 i pół metra?
Konrad Bukowiecki: - Właściwie nic się nie działo. Nie był potrzebny żaden plan naprawczy – deklaruje Konrad. - Byłem ustabilizowany na wysokim poziomie pchając blisko 21 metrów, a z takiej stabilizacji rodzi się zawsze coś fajnego. Urodziło się właśnie teraz. Owszem, denerwowałem się, że nie idzie, bo jestem niecierpliwy. Ale mój ojciec i trener wszystko to zaplanował.
- I padł rekord życiowy…
- O nie, to nie jest mój rekord życiowy (w sezonie halowym ustanowił absolutny rekord Polski seniorów: 21,97 m – przyp. red.). - Chciałbym latem pchnąć dalej niż w hali, chociaż będzie to bardzo trudne. Ale cieszę się, że potrafiłem skoncentrować się w konkursie, w którym nikt mi nie zagrażał. A sama próba była daleka od ideału, zwłaszcza pod względem technicznym.
Zobacz: Bukowiecki, Swoboda i inni. Worek medali Polaków na młodzieżowych ME
- Masz zapewne przed sobą wiele lat, by piąć się w górę…
- Nie było jeszcze roku, w którym nie poprawiałbym wyników. Jestem młody, wciąż się rozwijam. Chciałbym być jak Tomek Majewski, który kończył karierę mając 35 lat i był w światowej elicie.
- Jak układa się sportowa współpraca syna z ojcem?
- Nie wyobrażam sobie, by w sporcie prowadził mnie ktoś inny. Jesteśmy rodziną, mamy normalny, zdrowy kontakt. Tata jest fachowcem i perfekcjonistą. Dążymy razem do ideału, chociaż nigdy go pewnie nie osiągniemy.
- Czy zgodnie z własną filozofią pojedziesz na mistrzostwa świata, by postarać się o zwycięstwo?
- Nie jedzie się na zawody po to, żeby przegrać. Oczywiście znam swoje miejsce w szeregu i aktualną wartość. Ale jeśli jedziemy, żeby przegrać, to przegramy.