„Super Express”: - Jakie emocje czuje mistrzyni Europy?
Paulina Guba: - Jestem szczęśliwa, ale to jeszcze do mnie nie dociera. Zrobiłam rzecz absolutnie niebywałą. Sama się tego nie spodziewałam. Nie wiem, co poczuć.
- Były łzy wzruszenia?
- Starałam się, żeby ich nie było, ale się nie udało (śmiech). Przytuliłam się do Klaudii Kardasz i powiedziałam: „Boże, Klaudia, nie pozwól mi się tylko popłakać”.
- Po kwalifikacjach wydawało się, że brąz jest w zasięgu ręki. Ale o złocie chyba nawet ty nie myślałaś.
- Nie. Przyjechałam tutaj po brąz albo srebro. Wiedziałam, że Białorusinka jest mocna i na pewno się nie podda. Ale jednak wygrałam.
- Wydawało się, że Niemka jest nie do pokonania. A jednak ją pobiłaś. Jak tego dokonałaś?
- Myślę, że ona wciąż jest nie do pokonania. Miała jakiś słabszy dzień. Pchanie przy własnej publiczności to jest duża presja, współczuję jej tego.
- Co dalej? Apetyt na kolejne złoto rośnie, a za rok mistrzostwa świata.
- Muszę wszystko przemyśleć. Start jest dopiero pod koniec września, muszę sobie to wszystko poukładać. Zobaczymy.
- Kiedy zaczęła się twoja miłość do pchania kulą?
- To było chyba w podstawówce. Pchnęłam może z osiem metrów, trzykilową kulą. Potem było tylko dalej i dalej.
- Czujesz w sobie rezerwy?
- Tak. Mam w sobie rezerwy siłowe, w tym przede wszystkim kuleje mój trening.
- Będziesz atakować rekord Polski? W Berlinie zabrakło ci do niego ledwie 5 centymetrów.
- Jak najbardziej. To mój cel. Nie wiem, czy na ten sezon, bo będzie ciężko dokończyć mi ten sezon w dobrym stylu. Jak się wygrywa dużą imprezę, to na pewno te emocje schodzą z człowieka. Ale będę się starała, a nuż się uda.
- Narzekałaś przed mistrzostwami na ból pleców. Nadal doskwiera?
- Bardzo. Cały czas mnie bolą. Nawet ciężko mi prosto stać.