- Radość ze srebra, czy żal, że nie ma złota?
- Bardzo się cieszę z tego srebra. Nie ma co narzekać, że nie ma złota. Ja jeszcze dwa tygodnie temu byłam chora. Nikomu tego nie mówiłam, ale miałam zatrucie pokarmowe. To wykluczyło mnie z treningów na tydzień. Ale wszystko skończyło się szczęśliwie. Jestem przede wszystkim bardzo wdzięczna naszemu psychologowi, profesorowi Blecharzowi. On wpoił we mnie cierpliwość w czekaniu na medale.
- To zatrucie było aż tak poważne?
- Nie tylko ja byłam zatruta, ale ja przeżyłam to najbardziej. Byłam w dobrej formie, a wtedy jak wiadomo organizm jest osłabiony. Złapałam tę chorobę na dłużej niż wszyscy.
- Świetnie taktycznie rozegrałaś ten bieg.
- Wiedziałam jak będzie wyglądał. Że Laura Muir z Wielkiej Brytanii rozegra bieg po swojemu. Tak samo było w 2017 roku na hali w Belgradzie. Widziałam, że ona ucieka, zaryzykowałam i poszłam za nią. Opłaciło się.
- Wicemistrzostwo Europy to przystanek na drodze do igrzysk olimpijskich?
- Co roku staram się powielać ten sam schemat. Dzień przed przyjazdem do Berlinia zjechałam z gór. Chciałam zobaczyć, który dzień po powrocie z gór jest dla mnie najlepszy. Okazuje się, że ten trzeci. Trafiliśmy i się opłaciło. Tak samo zrobimy w przyszłym sezonie.
- Jak spędzałaś ostatnie godziny przed finałem?
- Starałam się przed startem za dużo nie robić, ale na kawie na mieście można było mnie spotkać. Przyznaję się bez bicia (śmiech). W ostatnich dniach przed startem zawsze stronię od lekkiej atletyki. Lubię się przed nią schować.
- Żal, że to już końcówka sezonu? Jesteś przecież w życiowej formie.
- Bardzo dobrze się czuję. Kiedy wbiegałam na metę, nie wiedziałam, jaki miałam czas. Bardzo pozytywnie mnie on zdziwił. Za kilka dni będę chciała powalczyć na mityngu Diamentowej Ligi w Birmingham o pobicie rekordu życiowego. Czeka mnie jeszcze start w Memoriale Kamili Skolimowskiej. A starty na polskiej ziemi cieszą mnie najbardziej.