Z biegowego rewanżu zrodziła się powtórka z rozrywki. Nieosiągalna była Marileida Paulino z Dominikany (48,66), która wygrała z reprezentantką Bahrajnu Salwą Eid Naser (49,23). Ponownie romantycznym pościgiem za miejscem na podium popisała się Kaczmarek, która na ostatnich 80 metrach kapitalnie finiszowała, wyszarpując 3. miejsce (czas 49,95). Skład podium z Paryża pozostał więc taki sam.
– Muszę przyznać, że było ciężko. Widziałam, że zawodniczki mi uciekają, a moja forma jest trochę wakacyjna. Zeszło ze mnie sporo ciśnienia po igrzyskach w Paryżu, ale jak usłyszałam chorzowski doping, to uznałam, że nie mogę się tu poddać Walczyłam i fajnie to wyszło. To był mój ostatni występ na tym dystansie w tym sezonie. Będę jeszcze startować w Polsce na innych dystansach. Na finał Diamentowej Ligi (za dwa tygodnie w Brukseli - przyp.) już nie pojadę, bo muszę trochę odpocząć – mówiła w rozmowie z TVP Sport Kaczmarek tuż po biegu.
Wcześniej w centrum uwagi były jej koleżanki. W Chorzowie uroczyście pożegnano kończące kariery medalistki olimpijskie z Tokio w sztafecie 4x400 metrów – Annę Kiełbasińską i Małgorzatę Hołub-Kowalik. Panie w emeryturę wbiegły po bieżni... w szpilkach. Następnie już z trybun mogły zachwycać się Armandem Duplantisem! Szwedzki czarodziej skoku o tyczce pokonał 6,26 m., bijąc rekord świata. Wcześniej kosmiczny wynik osiągnął Norweg Jakob Ingebrigtsen. Z czasem 7.17,55 pobił rekord globu w biegu na 3000 m.