"Super Express": - Gratulujemy tytułu naukowego osobie bardzo już utytułowanej...
Anita Włodarczyk: - To mój pierwszy tytuł magistra, bo wcześniej w poznańskiej AWF doszłam tylko do licencjatu. Co więcej: dałam się namówić promotorowi, by rozprawa magisterska nie dotyczyła mojej kariery, ale historii rozwoju rzutu młotem.
- Ale tego samego dnia powinien pani przypaść jeszcze inny tytuł: Lekkoatletki Roku w Europie. Tymczasem otrzymała go skoczkini wzwyż Ruth Beitia.
- Trochę mi przykro, że w głosowaniu nie doceniono moich osiągnięć. Chyba nie było lepszej ode mnie lekkoatletki w tym roku, co wyraziło wiele osób w portalach społecznościowych. Pewnie już nigdy nie zostanę laureatką, skoro tegoroczne sukcesy nie wystarczyły. Cóż, takie bywają plebiscyty. Trzeba się pogodzić i żyć dalej (uśmiech).
- A jak przyjęła pani informację o dyskwalifikacji Tatiany Łysienko, która da pani drugi złoty medal olimpijski?
- Cieszę się z tego medalu. Jestem nawet szczęśliwa, chociaż czuję niedosyt, że nie dostałam go po tamtym olimpijskim konkursie. Już wtedy wraz z trenerem podejrzewaliśmy, że niemożliwe, aby Tatiana była w życiowej formie w Londynie, skoro wcześniej nie startowała, podając jako przyczynę kontuzję. Sama wiem, jak mozolnie wraca się wtedy do formy. Sytuacja powtórzyła się rok później w MŚ w Moskwie. Myślę jednak, że do tej pory byłoby to ukrywane, gdyby nie ujawniono afery z dopingiem w rosyjskim sporcie.
- Chce się jeszcze rzucać młotem, mając w dorobku dwa olimpijskie złota i cały sezon startów bez porażki?
- Mam nadal motywację, bez tego nie kontynuowałabym kariery. Na pewno nie odpuszczę sezonu 2017 i będę się przygotowywać tak solidnie jak dotąd. Już zaczęłam się ruszać, a pełny trening podejmę od początku listopada. Główny cel to poprawienie rekordu świata. Ile? Właśnie odebrałam dyplom z numerem 84, a lubię takie liczbowe skojarzenia (jej rekord świata wynosi 82,98 m - red.).
- Na co pozwoliła pani sobie po sezonie, czego nie wolno pani w jego trakcie?
- Och, odrobinę więcej alkoholu. Było kilka okazji do świętowania (śmiech). Preferuję wino, raczej czerwone. Natomiast wciąż odrzuca mnie zapach whisky. Utwierdziłam się w tym, będąc w Nowym Jorku. Za to niesamowitym przeżyciem był udział w paradzie Pułaskiego i odczucie, jak tamtejsi Polacy potrafią żyć tym, co dzieje się w kraju. Wjechałam na 102. piętro budynku One WTC. Przywiozłam jedenaście par obuwia, głównie wyjściowego, w tym kozaki. Ale nie wyobrażam sobie, żeby tam na co dzień funkcjonować, z hałasem, korkami ulicznymi i życiem biegnącym dwa razy szybciej niż w Warszawie.