„Super Express” - Co się właściwie stało w finale?
- Jestem piątym zawodnikiem świata i każdemu życzę tego samego. No nie, żartuję – poprawil się były mistrz świata. - Nie było walki z mojej strony. Konkurs przeszedł jakby obok mnie. Nie wiem, dlaczego nie potrafiłem powalczyć.
- Ale w panu zwykle budzi się wojownik podczas zawodów…
- A dzisiaj był we mnie misio. No, przespałem. I żal do siebie mam tylko o to, że nie powalczyłem.
- Jak się pan czuje po finale?
- Czuję się zniesmaczony swoją postawą.
- Ile teoretycznie mógł pan rzucić?
- Gdybym lepiej rzucał technicznie, może dorzuciłbym do 67 metrów, a może trochę dalej. Ale teraz to tylko gdybanie.
- Wypuścił pan już na dobre z rąk złote medale?
- Ależ nie. Medale zdobywam od lat. Nie można tak co roku. Nie jestem maszyną. Okupione to jest kontuzjami i naprawdę jest ciężko. Ten rok potraktowałem luźniej, doszła do tego kontuzja pleców i jak na takie okoliczności, to nie jest źle. Owszem, przyzwyczaiłem i siebie do sukcesów, ale dzisiaj na tyle było mnie stać. Ale w kolejnych latach będzie lepiej i mam nadzieję, że za rok powalczę z Robertem Hartingiem i z młodymi chłopakami podczas mistrzostw Europy w Berlinie. Bo jeszcze nie mam lat sześćdziesięciu.
- Będzie pan jeszcze walczył o zwycięstwo w tym sezonie?
- Naturalnie. Przegrałem tutaj konkurs, ale są następne: Memoriał Kamili Skolimowskiej, Diamentowa Liga i inne.