"Super Express": - Czym różnią się tyczki obu tych firm?
Piotr Lisek: - Tyczki Spirita, których używam, są grubsze i cięższe (około 15 dag - red.). Nie ma to jednak znaczenia przy moich warunkach fizycznych (194 cm i i 93 kg). Dla mnie tyczka to tyczka, i tyle.
- Czyli problemu z przestawieniem się na nowy sprzęt nie było?
- Bałem się, że będą troszkę inaczej pracowały, ale jest dobrze. Zresztą znam ten sprzęt, bo wcześniej gdy skakałem na poziomie 5,50, to używałem Spirita. Trzy lata temu, gdy nabrałem większej masy, zacząłem szukać twardszych tyczek, ale miałem problem finansowy z zakupem całego kompletu tyczek Spirita. Okazało się wówczas, że trener Jacek Torliński miał cały komplet tyczek Pacera zakupiony dla Mateusza Didenkowa, który jednak przestał skakać, więc je odziedziczyłem. W miarę potrzeby dokupywałem po jednej czy dwie i skakałem do ostatniej zimy, gdy zaczęły się problemy z ich łamaniem.
- Czy już wiadomo, dlaczego tyczki Pacera się łamały?
- Wygląda to na wadę produkcyjną. Nie tylko mnie się łamały - Robert Sobera złamał tyczkę, a przy okazji również rękę, Czech Jan Kudliczka i jeden z Niemców też złamali tyczki. Zawodnicy zaczęli zmieniać sprzęt i teraz około 80 procent tyczkarzy skacze na Spiritach.
- Minimum na MŚ zrobione w pierwszym starcie daje chyba duży komfort psychiczny...
- Tak, mam spokój psychiczny, będę teraz mógł spokojnie i ciężko pracować. Muszę to robić, a nie szukać rezerw w tyczkach. Z nich nie da się już więcej wycisnąć. Oczywiście, na razie używam jeszcze miękkich tyczek. W miarę szykowania formy na Londyn będę brał jednak coraz twardsze. W tej fazie sezonu nie ma już typowej pracy siłowej, ale staram się wszystko poukładać technicznie.