„Super Express” - Chyba przyjemnie być znowu numerem jeden na świecie?
- Fajne i motywujące jest mieć najlepszy wynik na świecie. Ale było też super, kiedy byłem numerem dwa. Wynik mnie zaskoczył w tym okresie
- Chyba już nie powtórzy pan, że Paweł Fajdek jest lepszym młociarzem od pana?
- Uważam, że obaj jesteśmy najlepsi. Raz uda się wygrać mnie, a raz jemu. Nie pamietam, jaki mamy bilans w tym roku. Rywalizujemy za sobą, ale na zdrowych zasadach. Fajnie byłoby, gdybyśmy zachowali dwa czołowe miejsca do końca sezonu i między sobą rozstrzygnęli walkę o medale mistrzostw świata.
- Wiosną dokuczał panu mięsień uda. Czy pracują już wszystkie cztery „głowy”?
- Nie wiem, czy pracują teraz trzy czy cztery, ale wszystko jest w porządku. Miałem czas odpoczynku, a po przerwie stopniowo było coraz lepiej. Nie odczuwam problemu.
- Czy rzut na odległość 81,74 był optymalny technicznie?
- Na pewno są jeszcze błędy techniczne, zwłaszcza sam wyrzut młota. Ale delikatne zmiany w technice dokonane przed sezonem dają efekt. Czuję się pewniej w kole, rzuty są stabilniejsze. Od miesiąca jest równa forma. Są rezerwy i możliwości, by było jeszcze lepiej.
- To chyba już czas na kolejną barierę: 82 metry…
- Myślę, że jest niedaleko. Rzuciłem fajnie, teraz czas na ustabilizowanie się na tym poziomie.
- A myśli pan, by kiedyś dojść do rekordu świata? (wynosi 86,74 m, z roku 1986 – red.)
- Z tym rekordem się nie zmierzę. Nie mam zamiaru. Jest dla mnie nieosiągalny, kosmiczny. I nie ma co komentować, dlaczego tak jest. Wiadomo, jak wtedy trenowano, a jak dzisiaj...