W sobotę reprezentacja Polski przegrała z Norwegią 28:30. Było to pierwsze niepowodzenie ekipy dowodzonej przez Michaela Bieglera na ME w piłce ręcznej. Po końcowej syrenie biało-czerwoni nie ukrywali rozgoryczenia. W rozmowach z dziennikarzami zdarzało im się przeklinać i widać było, że do poniedziałkowej rywalizacji z Białorusią podejdą podwójnie zmotywowani. - Po meczu z Norwegami byliśmy bardzo wkurzeni. Na Białoruś wyszliśmy z ogniem w oczach i od razu rzuciliśmy się na rywali - potwierdził Kamil Syprzak.
ME w piłce ręcznej: Kamil Syprzak o meczu Polska - Białoruś
Kołowy FC Barcelona przeciwko Skandynawom nie pograł sobie zbyt wiele. Silna defensywa Norwegów powstrzymywała go i nie mógł zdobywać łatwych bramek z szóstego metra. Przeciwko Białorusi zanotował już kilka ładnych goli. Na kole miałem nieco więcej miejsca niż przeciw Skandynawom, więc grało mi się trochę łatwiej - wyjaśnił "Sypa".
W środę przed naszą reprezentacją mecz o wszystko. Jeśli biało-czerwoni pokonają Chorwację, to zapewnią sobie awans do strefy medalowej bez względu na wynik spotkania Francja - Norwegia. W przypadku zwycięstwa naszych szczypiornistów i "Trójkolorowych" podopieczni Michaela Bieglera promocję uzyskają z pierwszego miejsca. - Teraz Chorwacja, z którą zwycięstwo nawet jedną bramką już dziś bierzemy w ciemno - zakończył Kamil Syprzak.