Miało być święto, wyszła stypa. W Kielcach spotkanie z mistrzem Niemiec potraktowano jako okazję do uczczenia triumfu w ostatniej edycji Ligi Mistrzów. Pojawiło się więc trofeum, efektowna oprawa na początek, ale tyle było dobrego, dopóki sędzia nie rozpoczął spotkania. Spotkania, które fani Vive zapamiętają na długo. Równie bezradnych zawodników Dujszebajewa bowiem nie widziano już dawno. Zawodnicy z Loewen łatwo przedostawali się pod bramkę polskiego teamu i efektownymi akcjami kończyli kolejne składne akcje. Po drugiej stronie trwał natomiast pojedynek z własnymi słabościami. Kielczanie mylili się w obronie, a w ataku mieli ogromne problemy, by w ogóle zagrozić bramce rywali. Zawodził zwłaszcza środek, gdzie słabo prezentował się Mariusz Jurkiewicz. Przełomowe okazały się zwłaszcza pierwsze minuty po przerwie, gdy Rhein-Neckar rzucił do siatki Vive 10 bramek, a sam stracił ledwie 3. Psując święto fanom i zarazem pieczętując koszmarną porażkę polskiego teamu 26:34. Pierwszą porażkę w tym sezonie Ligi Mistrzów.
Vive Tauron Kielce - Rhein-Neckar Loewen 26:34 (15:16)
Vive Tauron: Ivić, Szmal - Reichmann 4, Kus 2, Aguinagalde 5, Bielecki 8, Jachlewski, Strlek, Lijewski 2, Jurkiewicz 2, Paczkowski 1, Zorman 1, Bombac 1, Djukić
Rhein-Neckar: Appelgren, Palicka - Schmid 6, Sigurdsson, Manaskow 4, Baena 7, Steinhauser 3, Larsen 5, Pekeler 1, Groetzki, Abt, Reinkind 3, Guardiola 1, Petersson 2, Ekhdal du Rietz 2