- Moi chłopcy to herosi. Goniliby Węgrów nawet ze związanymi nogami - z dumą mówi o swoich zawodnikach trener Vive Talant Dujszebajew (48 l.).
"Super Express": - Pięciokrotnie wygrywał pan Ligę Mistrzów, ale chyba nigdy w tak dramatycznych okolicznościach?
Talant Dujszebajew: - To prawda. Do niedzieli myślałem, że w piłce ręcznej widziałem już wszystko. Myliłem się! Takiego meczu jeszcze nie przeżyłem. Nie ma chyba drugiej drużyny na świecie, która grając o taką stawkę, potrafiłaby wyjść z tak wielkiego kryzysu. Słyszę, że to cud, że wygraliśmy. Nie! To walka i poświęcenie wszystkich chłopaków.
- Trudno było opanować emocje w takim meczu?
- Do tej pory nie wierzę w to, czego dokonaliśmy. Kiedy przegrywaliśmy, mówiłem chłopakom, żeby walczyli do końca, nie odpuszczali. Widziałem w nich złość. Kiedy zaczęli odrabiać straty, tylko podpowiadałem, wprowadziłem drobne korekty. Musiałem kontrolować emocje, żeby nie wprowadzić jeszcze większej nerwowości.
- Niedawno mówił pan nam, że "Vive to Real Madryt piłki ręcznej". No i Vive, i Real wygrały Ligę Mistrzów.
- Bo i my, i Real mamy mentalność zwycięzców. Przed półfinałem z PSG wszyscy mówili, że Francuzi są faworytami, a ja powtarzałem, że boisko pokaże, kto jest lepszy. PSG to wielki zespół, ale moja drużyna jeszcze większa.
- Ma pan swojego bohatera finału?
- Wszyscy byli bohaterami. Widzieliście, jak poturbowali Jureckiego? Wstał i walczył. Krzysiek Lijewski, Tobias Reichmann, Sławek Szmal, Uros Zorman, Julen Aguinagalde, skrzydłowi, Marin Sego, który przed wylotem do Kolonii spędzał godziny u rehabilitantów, żeby wyleczyć kolano. Nie można wymienić jednego, bo skrzywdziłbym pozostałych.
- Gdyby miał pan jednym słowem scharakteryzować zespół, to.
- .powiedziałbym, że są niepokonani. Pokazali wielką ambicję, nie dali się złamać. To zwycięstwo to w 99 procentach ich zasługa. Jestem z nich dumny.
- Długo pan świętował?
- Nieee. Po kolacji wróciłem do hotelu. Nie mogłem zasnąć, emocje do późna w nocy szumiały mi w głowie.
- Po zakończeniu meczu wbiegł pan na trybuny i wyściskał żonę Olgę. Przyniosła panu szczęście.
- Miałem szczęście już w dniu, kiedy ją poznałem. I tak zostało, bo przez tyle lat towarzyszy mi i wspiera. Wszystko, co robię, robię dla żony i dla dzieci.
- Po wygraniu Ligi Mistrzów, mistrzostwa i Pucharu Polski z Vive oraz awansie z reprezentacją na olimpiadę kibice liczą, że w Rio poprowadzi pan biało-czerwonych do medalu.
- Oj, na razie nie chcę o tym mówić. Dajcie mi się nacieszyć.
- To teraz czas na urlop?
- Nie ma kiedy. We wtorek przywitanie z kibicami w Kielcach, a od 5 czerwca rozpoczynamy zgrupowanie reprezentacji przed meczem eliminacji mistrzostw świata z Holandią. Jestem zmęczony, ale szczęśliwy. Dla takich chwil naprawdę warto żyć.