Myśleliście, że to w Polsce są problemy z zachowaniem porządku na stadionach? Wystarczy rzut oka na południe Europy, by stwierdzić, że nasze kłopoty to pikuś w porównaniu do tego, co dzieje się chociażby na Bałkanach. W weekend w lidze greckiej doszło do starcia na szczycie, które mogło mieć niebagatelny wpływ na końcowe rozstrzygnięcia i mistrzostwo. PAOK Saloniki podejmował u siebie AEK Ateny i w samej końcówce spotkania strzelił gola na 1:0. Wydawało się, że gospodarze zgarną cenne trzy punkty, ale wtedy rozpętał się chaos.
Po kilku minutach narad sędzia prowadzący ten mecz postanowił anulować bramkę ze względu na pozycję spaloną jednego z zawodników PAOK-u. Taka decyzja rozwścieczyła kibiców na trybunach, ale nie tylko ich. Na murawę w pewnym momencie wpadł bowiem prezydent klubu z Salonik, Ivan Savvidis. Już to zachowanie samo w sobie było skandaliczne, ale okazało się, że ma on przypięty do paska... pistolet!
Członkowie sztabu i piłkarze musieli uspokajać szalejącego na murawie szefa, który miał krzyczeć do arbitra, że ten "jest już martwy". Ponadto Savvidis zażądał od swoich zawodników, by w geście protestu przeciwko tej jego zdaniem skandalicznej decyzji opuścić boisko. Gracze nie posłuchali, ale mecz i tak nie został dokończony. Przerwano go w 90. minucie.
To nie pierwsza taka sytuacja z udziałem PAOK-u. Kilkanaście dni temu odwołany został mecz ekipy z Salonik z Olympiakosem Pireus po tym, jak trener tej drugiej drużyny oberwał w głowę rzuconym z trybun przedmiotem i trafił do szpitala.
