„Super Express”: - 43 lata po zamachu w Monachium terroryści znów chcieli zszokować, atakując na imprezie sportowej, na stadionie w Paryżu. Pani zdaniem świat sportu ponownie stanie się celem?
Esther Roth: - Niestety tak będzie. Atak na zawodników czy na obiekt sportowy, wypełniony ludźmi, jest dla terrorystów bardzo kuszący, bo da wielki rozgłos. Obawiam się więc, że ci mordercy będą polować na sportowców. Świat sportu, zwłaszcza po Monachium, już nie był i nie będzie taki sam. Wielkie imprezy przypominają teraz bardziej strefy wojny, niż miejsca sportowej rywalizacji. Uzbrojeni po zęby policjanci, wojsko, agenci specjalni. Jak dla mnie, idea igrzysk, braterstwo, pokój, życzliwość została zabita właśnie wtedy – w wiosce olimpijskiej w Monachium. Tam zabito nie tylko ludzi, którzy byli moimi przyjaciółmi, tam zabito również ideę.
TERRORYZM W SPORCIE: NAJSŁYNNIEJSZE ZAMACHY
- Po zamachach w Paryżu odwołano dwa towarzyskie mecze piłkarskie, w Hanowerze i Brukseli. To dobrze?
- Nie, to bardzo źle. Odwołane imprezy to zwycięstwo terrorystów. W 1972 roku były dokładnie takie same dylematy. Przerwać igrzyska, nie przerwać… Ostatecznie nie przerwano , mimo że 11 olimpijczyków poniosło śmierć. Wtedy, będąc w szoku, uważałam, że te igrzyska muszą być zatrzymane. Ale po latach dotarło do mnie, że decyzja o kontynuacji była słuszna. Nie można dać się zastraszyć mordercom.
- A jaka była atmosfera w wiosce przed zamachem? Wy, Izraelczycy, czuliście się tam bezpiecznie?
- Absolutnie nie. Wszystko przez otwartość Niemców, którzy na siłę chcieli pokazać, że igrzyska w Monachium będą zupełnie inne od tych w 1936 roku w Berlinie, za Hitlera. W efekcie po wiosce olimpijskiej kręcił się praktycznie każdy kto chciał. No i zapłaciliśmy za to ogromną cenę.
- Jak pani pamięta tamte chwile, kiedy „Czarny Wrzesień” zaatakował?
- Byłam zakwaterowana około 200 metrów od miejsca, do którego wtargnęli napastnicy. Obudziło mnie pukanie do drzwi. Natychmiast kazano mi przenieść się do „bezpiecznego pokoju”. Biegłam w panice, nie wiedziałam co się dzieje. Na początku nikt nam nie powiedział, że jest tak dramatycznie. Dowiedzieliśmy się dopiero oglądając w tym pokoju telewizję i słuchając radia. Paradoks polegał na tym, że oglądaliśmy transmisję na żywo, a to samo robili nieopodal zamachowcy. Ten telewizyjny przekaz to była kompletna głupota ze strony Niemców! Bo kamery pokazywały mordercom gdzie rozmieszcza się policja, ułatwiały im panowanie nad sytuacją.
- W Monachium życie straciło jedenastu zawodników i trenerów. Czy ktokolwiek z tych, którzy przeżyli, chciał startować dalej?
- Nie. Wszyscy chcieliśmy natychmiast wracać do domu. Miałam jeszcze starty przed sobą, a w ćwierćfinale wygrałam nawet z Ireną Szewińską. Proszę ją przy okazji serdecznie pozdrowić. Ale jak mogłabym myśleć o bieganiu, skoro terroryści zamordowali między innymi mojego trenera, który był dla mnie jak ojciec? Tamtego wieczoru my, reprezentacja Izraela, byliśmy na wspólnej kolacji. Ja ich wszystkich dobrze znałam. A niedługo potem zostali zamordowani. Byliśmy w szoku, nie było szans, żeby myśleć o czymś innym. Modliliśmy się wtedy już tylko za zmarłych i za bezpieczną ewakuację do Izraela. Cały ten czas, do momentu aż zabrano nas do samolotu, spędziałam w tym „bezpiecznym pokoju”. Po tym co się stało chciałam rzucić sport, ale mąż i działacze przekonali mnie, żebym tego nie robiła. Chcieli też, żebym była głosem zamordowanych. I jestem nim do dziś.
- Długo trwało u pani wychodzenie z tej traumy?
- Trzy miesiące po Monachium wyszłam za mąż. Niedługo potem zaproszono mnie do RPA. Oni wtedy nie mogli być na igrzyskach, ze względu na apartheid. Tam zobaczyłam jak wiele uwagi mi poświęcają, jak interesuje ich to, jak porusza, co się stało w Monachium. Wtedy znów odzyskałam ochotę do dalszego uprawiania sportu, jeżdżenia po świecie i nie tylko startowania, ale i upamiętniania tych, którzy stracili życie w Monachium.
- Izrael nie odpuścił zamachowcom, ścigał ich przez lata po całym świecie. Aż zlikwidował wszystkich. Życzyła im pani śmierci, bo zabili pani przyjaciół, czy było pani obojętne co się stanie z nimi, bo i tak nie przywróci to życia, tym, którzy zmarli w Monachium?
- Żądza zemsty gasła z każdym rokiem. Rząd Goldy Meir podjął decyzję, że będzie ich tropił… Ja to przyjęłam do wiadomości. Ale te poszukiwania trwały latami. W sumie raczej było mi to już w pewnym momencie obojętne, czy ich złapią, czy nie. Właśnie dlatego, że nie przywróciło to życia moim przyjaciołom.
- Lata mijają, a terroryzm przybiera na sile. Konflikt Izraela z Palestyną wciąż jest nierozwiązany. Myśli pani, że dożyjemy dnia, w którym między wami zapanuje pokój?
- To już jest polityczne pytanie (śmiech).
- Ale to pytanie zadaje sobie cały świat.
- Nie jesteśmy szczęśliwi, że izraelskie matki, zamiast żenić swoich synów, muszą ich posyłać na wojnę. Zamiast patrzeć jak korzystają z życia, muszą ich grzebać. A mówimy o chłopakach, którzy często mają niewiele ponad 20 lat.
- Palestyńskie matki mogą powiedzieć to samo…
- Dlatego miejmy nadzieję, że to się kiedyś skończy.
- EURO 2016 powinno się odbyć we Francji?
- Tylko i wyłącznie tam. Przeniesienie imprezy byłoby triumfem terrorystów. Gdy patrzę wstecz, na Monachium, dochodzę do wniosku, że przez długie lata świat nie wyciągnął żadnego wniosku z naszej tragedii. Myśleli, że to dotyczy tylko nas, Żydów. Że tylko nas będą zabijać. Wtedy Zachód bał się też wpływów krajów arabskich. Bo wiadomo – ropa. Dlatego świat ery Monachium niewystarczająco potępił to co się stało w wiosce olimpijskiej. Oczy otworzyły się innym krajom dopiero po 11 września, kiedy terroryści zaatakowali Amerykę. Ale dużo czasu straciliśmy, bardzo dużo. Przez to walka z MONSTRUM terroryzmu jest i będzie taka trudna. Bo to się rozlało po całym świecie.