EURO 2012. Jan Smuda opowiada o swoim bracie Franciszku. "Zdobywał dziewczyny, teraz zdobędzie puchar"

2012-06-05 10:59

Jan Smuda (47 l.) z wyglądu nie przypomina swojego starszego brata Franka (64 l.). Ale wystarczy chwilę go posłuchać i już nikt nie może mieć żadnych wątpliwości. Ten głos, gesty, mimika twarzy i uśmiech... Zupełnie jak u selekcjonera naszej reprezentacji.

Najmłodszy z rodzeństwa Smudów jest pod wielkim wpływem swego brata i jak nikt wierzy w sukces jego reprezentacji na EURO. Od lat śledzi jego sukcesy i wspiera w porażkach. Na płytach ma wszystkie mecze drużyn brata. - Nagrałem ponad pięćset spotkań Franka. I tych z mistrzostw świata, i Europy. Jak Franio przyjeżdża do domu, to lubimy razem pooglądać te najważniejsze w jego karierze: Widzewa z Broendby Kopenhaga o Ligę Mistrzów, z Legią w Warszawie czy Lecha z Austrią Wiedeń. Nawet po latach on się denerwuje, oglądając swoich zawodników - wyznaje pan Jan.

Autograf od Pelego

Franciszek Smuda z każdego miejsca na świecie, w którym grał jako zawodnik lub selekcjoner, przesyłał bratu widokówkę. - Mam cały stos tych kartek. Oprócz tego zawsze przywoził mi jakieś gadżety. Był dla mnie nie tylko starszym bratem, ale też idolem. Wyjątkowe znaczenie ma dla mnie plakat Pelego z dedykacją i autografem Króla Futbolu. - Franek dostał go od Pelego, gdy grał w USA - mówi z wyraźną dumą w głosie pan Jan. I dodaje, że kiedy Smuda grał już w Niemczech, zawsze o nim pamiętał i przysyłał jakieś pamiątki.

Lanie przez piłkę

Brat selekcjonera zapytany o największą wadę brata, długo się waha. - Jest uparty i zawsze musi mieć rację. I przypomina historię z dzieciństwa. - Kiedyś tata otynkował dom. Zaprawa nie zdążyła jeszcze wyschnąć, a Franek już trenował, odbijając od muru piłkę. Było po deszczu i elewacja naszego mieszkania zrobiła się łaciata. Dostał wtedy lanie, ale i tak nie zrezygnował z futbolu.

Baby, ach te baby

Gdy pytamy pana Jana o kobiety, które podobno zawsze lgnęły do przystojnego i zdolnego piłkarza, ten tylko się uśmiecha. - Franek nigdy nie uganiał się za spódniczkami. To dziewczyny za nim latały, bo przystojny był z niego chłopak - mówi z radością. Ale po chwili poważ-nieje i dodaje. - Jesteśmy katolicką rodziną wychowaną po śląsku, w kulcie uczciwości i pracy. Zapewniam, że Franek za młodu nie miał głupot w głowie.

Swoją obecną żonę trener Polaków poznał w gabinecie okulistycznym, kiedy przyszedł zbadać wzrok i dobrać okulary. Pani Małgorzata, która jest okulistką w szpitalu w Nowej Hucie na pytanie, czy to była miłość od pierwszego wejrzenia, odpowieda: - Można powiedzieć, że tak.

Z pierwszego małżeństwa ma syna Grzegorza, który z rodziną mieszka w Niemczech, oraz córkę Sabinę, już mężatkę, która osiadła w Wodzisławiu. - Franek utrzymuje regularne kontakty z dziećmi i wnukami - dodaje pan Janek, na co dzień szef jednej z firm górniczych w Rybniku.

Twardziel z niego

- Franio jest twardy. Gdy jeszcze grał w piłkę w Niemczech, przyjechał do domu na święta. Codziennie biegał i na boisku Silesii wywieszał na poprzeczce ręcznik. Trenował tak długo, aż raz za razem w niego trafiał. Ciąży na nim wielka odpowiedzialność, ale da radę! - ściska kciuki za brata pan Janek.

Najnowsze