"Super Express": - Trzy tygodnie temu pokonała pani w Gandawie wysokość 4,76 m. To najlepszy wynik w tym roku na świecie...
Anna Rogowska: - Tak, ale nie ma to większego znaczenia. Owszem, fajnie jest prowadzić na światowej liście, ale to początek sezonu, a różnice w czołówce są niewielkie. Przecież nikt nie daje medali za najlepszy wynik w roku. Wszystko trzeba wywalczyć w konkursie. Myślę, że żeby sięgnąć po medal MŚ, trzeba będzie skoczyć minimum 4,70 może nawet 4,80 m. Na poziomie 4,70 m jest około ośmiu zawodniczek, więc rywalizacja będzie bardzo wyrównana. Zdecydują detale - przygotowanie psychiczne, doświadczenie zdobyte na dużych imprezach.
- Walka toczyć się będzie w Sopocie. Jako sopocianka czuje pani z tego powodu dodatkową presję czy motywację?
- Motywację. Liczę też na gorący doping polskich kibiców. I jeszcze na jedną bardzo istotną rzecz. Wybudowana bieżnia jest bardzo szybka i myślę, że wiele tyczkarek będzie miało problemy z wyczuciem tego rozbiegu. W skoku o tyczce diabeł tkwi w szczegółach, trzeba zawsze odbijać się w konkretnym punkcie i nawet kilkanaście centymetrów robi bardzo dużą różnicę. Jeżeli bieżnia jest specyficzna, trzeba szybko wprowadzać korektę. Ja trenowałam tutaj już dość długo i rozbieg czuję coraz lepiej. Myślę, że do czasu, kiedy będziemy walczyć o medale, oswoję ją tak, że będzie moja.
- W grudniu wystraszyła pani kibiców wypadkiem na treningu. Czy po tym urazie głowy już wszystko jest w porządku?
- Przede wszystkim cieszę się, że wyszłam z tego cało. Lekarze mnie nastraszyli. Powiedzieli, że miałam naprawdę dużo szczęścia. Pierwsze diagnozy były pesymistyczne (pęknięcie czaszki - red.), usłyszałam nawet, że już nigdy nie wrócę do sportu. Świat mi się wtedy zawalił, ale dzisiaj skaczę, jestem liderką światowej listy... Ja już wygrałam. Po raz kolejny udało mi się spaść na cztery łapy. Cieszę się, że ktoś nade mną czuwa.
- Po wypadku straciła pani zmysły węchu i smaku. Wróciły?
- Węch nie wrócił. Smak już na szczęście jest, ale w ograniczonym stopniu. Mam za sobą ciężki okres, bo przez te problemy nie miałam apetytu. Sporo schudłam, co odbiło się na moim treningu. Na szczęście szybko się odnalazłam.
- Smak złota na podium pani poczuje?
- Chyba bym musiała ten medal mocno nadgryźć (śmiech).
- Monika Pyrek, która rok temu skończyła karierę, zawsze podkreślała, jak silnym dla niej bodźcem była wasza rywalizacja. Dla pani też?
- Tak. Teraz musiałam sobie znaleźć inną motywację niż chęć wygrywania z Moniką. Cieszę się, że przez tyle lat miałam tak znakomitą rywalkę. Nie ukrywam, że dzięki niej odniosłam tak dużo sukcesów i tak szybko się rozwijałam. Najpierw chciałam być jak Monika, potem pragnęłam być lepsza od Moniki, a później starałam się jej uciekać. Teraz motywację znajduję już w sobie.
- Podobno na karteczkach zapisuje sobie pani najważniejsze cele i wiesza je w widocznych miejscach...
- To prawda. Myślę, że to świetny sposób dla każdego sportowca i nie tylko. Ja już wiele z tych celów, które sobie napisałam na kartkach, zrealizowałam. Ale jeszcze kilka rzeczy jest do zrobienia, również na igrzyskach w Rio. To by było świetne podsumowanie kariery.
- Po 21 latach rekord Siergieja Bubki został pobity...
- Nareszcie! Miałam możliwość zobaczenia tego w Doniecku na własne oczy. Skok Renaud Lavillenie na wysokość 6,16 m był niesamowity. Szkoda, że chwilę później doznał kontuzji nogi i zabraknie go w Sopocie. Francuz chciał przyjechać i skakać na jednej nodze, ale lekarze wybili mu to z głowy.
- Rekord Jeleny Isinbajewej (5,06 m) też jest zagrożony?
- Myślę, że tak. Ogromne predyspozycje ma Amerykanka Jenny Suhr. Jest wysoka (183 cm), więc może skakać na dużo dłuższych tyczkach, zbliżonych do męskich. Skoczyła już 5,02 m (rekord świata w hali - red.). Jeżeli kolejne zawodniczki zaczną skakać powyżej 5 metrów, to ta granica zostanie otwarta. Po rekordzie świata Lavillenie Siergiej Bubka powiedział, że otworzyła się nowa era i że Francuz pokazał, że nie ma rzeczy niemożliwych.
- Isinbajewej zabraknie w Sopocie...
- Jest w ciąży i ma inne sprawy na głowie (śmiech). Ale poza nią przyjadą wszystkie najsilniejsze dziewczyny, więc zapowiada się konkurs na bardzo wysokim poziomie. Może nawet padną rekordy.
- Skoki to ostatnio nasza narodowość specjalność. Po podwójnym złocie Kamila Stocha w Soczi wypada pójść za ciosem...
- Pewnie, że tak. Choć tam są trochę inne wysokości i odległości (śmiech). W skoku o tyczce też mamy wspaniałe tradycje. Mam nadzieję, że dzięki tak świetnej imprezie wzrośnie popularność lekkoatletyki i dzieci będą jeszcze bardziej garnęły się do jej uprawiania, a program Energa Athletic Cup, który już przynosi świetne efekty, będzie kuźnią talentów i kolejnych mistrzów.
ANNA ROGOWSKA
Mistrzyni świata i medalistka olimpijska w skoku o tyczce.
Aktualna rekordzistka i mistrzyni Polski, reprezentuje barwy SKLA Sopot.
Ambasadorka ENERGA Athletic Cup, kompleksowego programu lekkoatletycznego dla dzieci i młodzieży prowadzonego przez Sopocki Kub Lekkoatletyczny i Grupę ENERGA - EnergaAthleticCup.pl
Najważniejsze osiągnięcia sportowe:
* 2004 igrzyska olimpijskie - Ateny - 3. miejsce
* 2005 Halowe Mistrzostwa Europy - Madryt - 2. miejsce
* 2006 Halowe Mistrzostwa Świata - Moskwa - 2. miejsce
* 2007 Halowe Mistrzostwa Europy - Birmingham - 3. miejsce
* 2009 Mistrzostwa Świata - Berlin - 1. miejsce
* 2010 Halowe Mistrzostwa Świata - Doha - 3. miejsce
* 2011 Halowe Mistrzostwa Europy - Paryż - 1. miejsce
* 2013 Halowe Mistrzostwa Europy - Göteborg - 2. miejsce