Prolog na 2,5 km, bieg łączony na 2x5 km i na koniec finałowe starcie na 10 km, wyłaniające królową nart - oto plan Kowalczyk na ostatni weekend Pucharu Świata. Po 10. miejscu w środowym sprincie dwukrotna mistrzyni świata ma do odrobienia 115 pkt do Majdić.
- Wielkiej taktyki na trzy ostatnie starty nie ma. Trzeba iść na maksa, jednak nie da się ukryć, że siły Justyny są na ukończeniu - uprzedza Wierietielny. - Sezon był długi, ona naprawdę zrobiła już co się dało, odnosząc sukcesy w mistrzostwach świata. Ale zaręczam, że nie ma mowy o odpuszczaniu. Nie muszę jej dodatkowo motywować. Zresztą, gdyby była kompletnie wyczerpana, to ani ja, ani żaden psycholog nie dalibyśmy rady nic z tym zrobić.
Jak zwykle nasza ekipa najbardziej boi się warunków pogodowych. W Sztokholmie nie udało się idealnie przygotować nart na sprint. - Nie najlepiej posmarowaliśmy, Justyna zabuksowała parę razy i straciła kontakt z czołówką na pierwszym podbiegu półfinału - przyznaje szkoleniowiec.
Na szczęście w Falun sporo będzie działało na korzyść Kowalczyk, bo jest lekki mróz i leży śnieg. Nie trzeba go specjalnie dowozić jak w Sztokholmie.
- Jeśli nie popada nagle, powinniśmy być przygotowani - uspokaja Wierietielny. - Tu będzie łatwiej ze smarowaniem, bo mamy doskonałego serwismena do stylu łyżwowego, a w większości biegów będzie obowiązywać technika dowolna. To dla nas dobra wiadomość, bo Majdić nie przepada za krokiem łyżwowym na dystansach. Co prawda jestem przekonany, że zrobi wszystko, żeby wywieźć z Falun Kryształową Kulę, ale Justyna nie zamierza jej tego ułatwić.