Kamila mi pomogła (galeria!)

2009-08-24 9:23

Przed konkursem rozmawiałam z Kamilą Skolimowską. Prosiłam ją, żeby siedziała na siatce z lewej strony i jak najdalej niosła młot po moim rzucie. I pomogła mi. To był dla mnie najszczęśliwszy dzień, zapamiętam go do końca życia - mówiła po konkursie Anita Włodarczyk (24 l.), mistrzyni świata i rekordzistka globu w rzucie młotem

"Super Express": - Zawsze mówiło się, że jest pani następczynią Kamili Skolimowskiej, która odeszła od nas w lutym. To jej dedykuje pani złoty medal i rekord świata?

Anita Włodarczyk: - Tak. Przed rekordowym rzutem czułam jej obecność. Zresztą zdradzę panu jeszcze jedną tajemnicę. Rzucałam w rękawicy Kamili. Dał mi ją jej tata, pan Robert, podczas mistrzostw Polski w Bydgoszczy i życzył, żeby przyniosła mi szczęście. Przyniosła.

- Rzutem w drugiej kolejce uciszyła pani niemieckich kibiców, którzy przyszli tu świętować sukces swojej zawodniczki - Betty Heidler (zdobyła srebro - red.).

- Dało mi to dodatkową satysfakcję, bo udowodniłam coś Niemcom po tym, co zrobili we wcześniejszych konkurencjach. Bardzo nieprzyjemna była sytuacja, która spotkała Monikę Pyrek. Z kolei Piotrek Małachowski stracił złoty medal w ostatniej chwili na rzecz Niemca.

- Spodziewała się pani, że pobije rekord?

- Tak. Obiecałam nawet rekord świata w tym sezonie i dotrzymałam słowa.

- Dość szybko, bo już w drugiej próbie, załatwiła pani sprawę. Taki był plan?

- Tak. W pierwszym rzucie chciałam zapewnić sobie awans do pierwszej ósemki, a później rzucając na luzie, załatwić sprawę. No i wyszedł mi taki rzut na luzie. Chociaż po jego oddaniu nie spodziewałam się, że młot poleci tak daleko.

- Później stała się rzecz nieoczekiwana. Podskoki z radości, skręcona kostka i koniec konkursu dla pani.

- Stało się. Cieszyłam się spontanicznie, źle stanęłam i poczułam straszny ból. Poprosiłam znajomych, żeby przynieśli mi lód. Ale sędziowie też widzieli, co się stało, i pomogli mi. Potem poszłam do punktu medycznego, ale rzucać już nie mogłam. Czekałam tylko na to, co zrobią rywalki.

- O co pani pytała pod koniec konkursu swojego menedżera?

- Ustaliliśmy, że mimo kontuzji wejdę do koła i wykonam rzut z zamachu. Chciałam w ten sposób podziękować i pożegnać się z publicznością.

- Startowała pani tutaj sama, bez trenera. Chyba przydałby się ktoś na trybunach podczas rywalizacji?

- Dałam radę, ale nie wyobrażam sobie dalszej kariery bez trenera. Rzut młotem jest zbyt trudną konkurencją, żeby sobie radzić samemu. Jeszcze nie podjęłam decyzji, kto będzie na stałe moim szkoleniowcem, ale to kwestia czasu.

- Wcześniej bardzo pani pomógł trener Cybulski, z którym rozstaliście się w nieprzyjemnych okolicznościach. Podziękuje mu pani za ten medal?

- Ten medal to też jego zasługa. Bo przecież pracowaliśmy przez 5 lat.

- Mimo braku wsparcia trenera wyglądała pani na spokojną. Jak pani spała w nocy przed konkursem?

- Spałam dobrze, mimo że Żaneta Glanc (czwarta w finale dysku - red.) wróciła późno do naszego hotelowego pokoju po swoim występie. Trochę pogadałyśmy i szybko zasnęłam.

- Na śniadanie były cztery jajka na miękko, jak przed kwalifikacjami?

- No właśnie, nie cztery, ale pięć. To piąte pomogło mi chyba pobić ten rekord.

- Opłacił się ten sukces. 60 tysięcy dolarów za zwycięstwo, do tego 100 tysięcy za rekord świata. Co pani zrobi z taką kasą?

- Domu nie zamierzam kupować, bo mam gdzie mieszkać (w akademiku w Poznaniu - red.). Myślę, że część wydam na samochód, o którym marzę od dawna. To pewnie będzie volkswagen golf. I koniecznie musi być czarny.

Najnowsze