"Super Express": - Amerykańska Komisja Antydopingowa musi mieć mocne dowody, skoro doprowadziła do upadku takiej legendy jak Lance Armstrong...
Lech Piasecki: - Bzdura! Nie ma mowy o żadnym upadku! Armstrong przeszedł 500 kontroli antydopingowych i żadna nic nie wykazała, a teraz nagle znalazły się dowody, że w latach 1998-1999 się koksował?! To brudne zagranie, tym bardziej że świadkiem koronnym w tej sprawie jest osoba, która sama ma zarzuty dopingowe.
- Podobno w przechowywanych próbkach krwi Armstronga znaleziono substancje, które w latach, jakich dotyczy oskarżenie, były dla kontrolerów nie do wykrycia...
- Lista środków antydopingowych się zmienia. Tak samo jak medycyna sportowa. Założę się, że gdyby teraz przebadano próbki mistrzów olimpijskich sprzed kilkunastu lat, rozpoczęto by nagonkę, że się szprycowali. Absurd! Przecież to normalne, że kolarze korzystali z osiągnięć medycyny sportowej, podkreślam - medycyny, a nie dopingu. I skoro dziś leki przez nich wówczas stosowane są na liście środków zakazanych, to znaczy, że jeżdżąc 20 lat temu byli koksiarzami?!
- Dlaczego Armstrong zrezygnował z obrony?
- A jak długo można udowadniać, że nie jest się wielbłądem?! Jest już tym zmęczony i dał sobie spokój.