- To dzięki treningom w Afryce. Wykonałem superrobotę w Kenii przez miesiąc przed Bożym Narodzeniem. Na dużej wysokości, w upale i rozrzedzonym powietrzu trenowałem tam między innymi z rekordzistą świata Davidem Rudishą i eksmistrzem świata Abubakerem Kakim - zdradza Lewandowski. - Czułem, że przekraczam kolejne granice swoich możliwości, ale stać mnie było na to, byłem do tego przygotowany.
Testy w Berlinie
Polski biegacz przeszedł właśnie badania, które napawają dużą nadzieją u progu roku olimpijskiego.
Testy wydolnościowe wykonane zostały w klinice w Berlinie. Miały pokazać, jak zareagował organizm na wspomnianą "superrobotę" w Kenii. Odpowiedź brzmi: wydolność jest świetna. Lepsza aż o 21 procent!
- Wyszło dużo lepiej niż w ubiegłym roku w kwietniu, kiedy miałem za sobą już pięć miesięcy przygotowań - cieszy się Lewandowski. - Podam przykład jednego z testów polegających na jak najdłuższym utrzymaniu narzuconego wysokiego tempa. Przy tempie 23 kilometry na godzinę wytrzymałem 3 minuty i 2 sekundy. A w kwietniu były 2 i pół minuty. Czuję się dużo mocniejszy w nowym roku i osiągam większe szybkości (jego rekord życiowy na 800 m uzyskany przy średniej szybkości 27,7 km/godz., ale bieg ten trwał 1.43,84 minut - przyp. red.).
Trening w Kenii
Jego starszy i brat, i trener w jednej osobie Tomasz Lewandowski (31 l.) przyznaje, że głównym akcentem przygotowań jest podnoszenie wydolności. Jak dotąd udaje się to z roku na rok. Dużą rolę odgrywają zgrupowania treningowe na dużych wysokościach, jak w Kenii. Kolejne odbędą się w Potchefstrom w RPA (w styczniu i marcu) oraz w Font Romeu we francuskich Pirenejach (w maju).
Team Lewandowskich przeprowadził także testy biomechaniczne w Lizbonie u włoskiego specjalisty Vincenzo Canalego.
- Chodziło o sposób używania mięśni oraz wzmocnienie organizmu przed fazą ciężkiego treningu, który zacznie się w kwietniu - wyjaśnia Tomasz Lewandowski. - Testy wykazały znaczną poprawę pracy mięśni. Najwięcej popracować trzeba nad przywodzicielami w łydce, należy zwiększyć ich elastyczność. Wszystko po to, żeby Marcin poruszał się bardziej miękko. Jak kot - dodaje Tomasz, brat i trener Marcina.