- Mam duże pretensje do sędziów, w żadnych innych regatach nie byli tak skrupulatni. Zgadzam się tylko z pierwszym ostrzeżeniem, ale nie z dwoma następnymi. Szczególnie z tym ostatnim, trzecim, gdy starałem się ciałem wręcz powstrzymać rozkołysaną łódkę. Od zewnątrz wyglądało to inaczej... - opowiada Mateusz Kusznierewicz.
"Super Express": - Więc wszystko zależy od punktu widzenia?
- Tak, potem porozmawialiśmy z sędziami, uzgodniliśmy punkty widzenia i dzień później znów bujaliśmy łódką... w sposób akceptowany przez nich. Nie dali ostrzeżenia, a my skończyliśmy wyścigi na miejscach pierwszym i drugim.
- Co będzie w roku olimpijskim?
- Wiemy już, jak bujać, aby nie łapać ostrzeżeń. Podczas igrzysk nie powinniśmy mieć takich problemów.
- Podobno rywale gratulowali wam znakomitej prędkości na akwenie...
- Wyjście ze startu, prędkość, taktyka - to wszystko wychodziło tak jak trzeba, byliśmy naprawdę mocni. Także fizycznie, jak nigdy dotąd. W Australii usłyszałem, że wyglądam jak mięśniak. Wprawdzie nie mam na brzuchu "kaloryfera", ale to kwestia czasu, jak twierdzi żona.
- Wprowadziliście jakieś nowinki techniczne?
- Nową łódkę mamy od kilku miesięcy. W Perth zastosowaliśmy nowy żagiel. To podstawowa i dozwolona siła napędowa jachtu, więc mógł dołożyć swoje kilka groszy. Ale najważniejszy nabytek to trener, Amerykanin Mark Reynolds, dwukrotny mistrz olimpijski i mistrz świata klasy Star, ogromnie doświadczony, doskonały taktyk, znawca przepisów i żaglomistrz. Bardzo nas wzmocnił. I osłabił nieco budżet, bo jego roczny kontrakt jest sześciocyfrowy.