Dawno, dawno temu zacny warszawski taksówkarz pan Żewłakow zaprowadził swoich niesfornych bliźniaków Michała i Marcina na trening w znanym tylko mieszkańcom Pragi klubie Drukarz.
Tam, w Parku Skaryszewskim - do dziś, jak twierdzi mieszkająca nieopodal moja ciotka Teresa, ulubionym miejscu ekshibicjonistów - zajęcia piłkarskie prowadził trener samouk Henryk Ochmański. Nie musiał kończyć PZPN-owskiej "kuleszówki", aby poznać się na talencie bliźniaków.
Później był kolejny trener pasjonat, Antoni Giedrys (dziś prowadzi szkolny klub Bednarska w B klasie), aż Michała wziął w obroty mistrz nad mistrze Jerzy Engel. Dzięki wspomnianym trenerom "Żewłak" został wybitnym zawodnikiem, a potem zrobił międzynarodową karierę.
Przeczytaj koniecznie: Michał Listkiewicz: Chcemy hałasu!
Rodzice wychowali bliźniaków na porządnych ludzi i oto mamy pozytywny wzorzec dla młodych futbolistów. Mecz z Grecją pokazał, że Michał odchodzi z kadry przedwcześnie i niepotrzebnie. Chciałbym, aby wrócił do Polonii, gdzie kochają go i kibice 80-letni i nastolatkowie.
Michał pewnie uczestniczył w paru balangach przy okazji zgrupowań kadry. No i co z tego? Ważne, że grał dobrze i walczył na maksa. Gdyby Kazimierz Górski wyrzucał za wino w samolocie, pewnie połowa "kadry stulecia" zostałaby w domu.
Andrzej Szarmach opowiedział mi, jak to Pan Kazimierz zarekwirował w autokarze butelkę whisky samemu Kaziowi Deynie, po czym z uśmiechem wylał zawartość za okno. Nazajutrz Deyna grał jak profesor.
Komentujący grecki mecz Jacek Gmoch stwierdził, że obie drużyny człapały. Z kolei Franciszek Smuda twierdzi, że mecz toczył się w świetnym tempie. I bądź tu człowieku mądry.