Pod rządami amatorów Śląskowi bliżej dziś do drugiej ligi niż upragnionych pucharów. Nie dziwota, że procent wypełnienia stadionu na meczach jest niższy niż na boisku Nietoperza Gardzko w ósmej lidze lubuskiej.
Dobrze, że prezes Zagłębia Sosnowiec nie kieruje operą lub teatrem. Jako żywo zwolniłby dyrygenta Maksymiuka lub reżysera Klatę po protestach trzeciego skrzypka czy scenicznego halabardzisty. Kiepscy piłkarze poskarżyli się na nowego trenera Mandrysza, a ten, który go chwilę wcześniej zatrudnił, teraz bez wahania zwolnił. Wiadomo, że łatwiej zwolnić jednego niż jedenastu bez względu na jakość. Kariera sportowa nie trwa długo, biologia ma swoje prawa. Inaczej z muzykami, dlatego nie godzę się z rzuceniem ręcznika przez kultowych bluesmanów z białostockiej Kasy Chorych. Na koncercie w Gdyni dali czadu jak za dawnych lat i powinni iść w ślady starszych o dekadę Rolling Stonesów, którzy właśnie wydają nową płytę. Czasami trzeba wiedzieć, kiedy nie schodzić ze sceny przedwcześnie.
W głosowaniu na sportową rodzinę roku stawiam na Koźmińskich z Krakowa. Senior Zbigniew zadziwia celnością osądów jako felietonista (przypomnę, że był dobrym trenerem koszykówki, prezesem czołowych klubów piłkarskich i charyzmatycznym rzecznikiem prasowym PZPN), syn Marek - piłkarski medalista olimpijski - wyrósł na drugą po Bońku siłę w futbolowej centrali, a najmłodszy Piotr otrzymał prestiżowy laur Lodołamacza dla ludzi niepełnosprawnych (jest niewidomy), którzy pomagają wszystkim wokoło.