Po meczu San Marino - Polska. Sukces? 428 dni Fornalika na fotelu selekcjonera i trzyma się dalej

2013-09-11 12:33

Wrzesień miał być kluczowy. W marcu ustrzelił nas ukraiński T34, w czerwcu mołdawska wiatrówka, więc komplet punktów z Czarnogórą i San Marino na początek roku szkolnego miał być warunkiem podstawowym. Biletem wstępu na październikowe egzaminy komisyjne. Na spektakle w Londynie i Charkowie. Skończyło się jak zwykle za kadencji Waldemara Fornalika. Umiejętności starczyło na San Marino, wątroby na remis z Czarnogórą, a jak fortuna dopisze, to o Brazylii przyjdzie nam marzyć do ostatniej odsłony eliminacji.

O poprzedniku obecnego selekcjonera, Franciszku Smudzie, Wojciech Łazarek mówił, że spadająca gwiazda musiała pierdolnąć go w łeb, tyle miał szczęścia. Waldemarowi Fornalikowi fortuna sprzyja jeszcze bardziej. Oddaliśmy punkty wszystkim rywalom, dominację udowodniliśmy jedynie w starciach z bandą zmęczonych codzienną pracą amatorów, a wciąż walczymy o awans. To nawet trudno racjonalnie tłumaczyć. Jakby z uporem maniaka przejeżdżać skrzyżowania na czerwonym świetle i nie zaliczać kolejnych kraks. Nie wiadomo czy w PZPN urodzenie się pod szczęśliwą gwiazdą jest warunkiem koniecznym na stanowisku selekcjonera, ale - gdyby nie krótka przygoda Stefana Majewskiego z reprezentacją - bralibyśmy to za pewnik.

Inaczej zresztą trudno znaleźć jakiekolwiek przesłanki, każące sądzić, że Fornalik mógłby być dobrym selekcjonerem. W kontaktach z mediami tym się różni od Smudy, że tamtem bredził w wymyślonym przez siebie języku, a obecny nie mówi nic. Pod względem taktycznym dopiero niedawno przestaliśmy przypominać drużynę z Euro 2012. Mieliśmy szturmować Dumnych Synów Albionu duetem snajperów, a na 12 miesięcy zamknęliśmy się w jednej filozofii gry, w której głównym założeniem było trzymanie kciuków za kapitana reprezentacji. Może akurat coś wymyśli.
Skutki okazały się opłakane. Nieudolną próbę zdominowania półżywych wówczas Anglików można było jeszcze zrozumieć, ale kadra w chaosie tylko się pogrążała. Na starcie z nieociosanymi drwalami z Irlandii wybraliśmy się na walkę wręcz. Zapomnieliśmy siekier. W Mołdawii rywal bitwy nie chciał. Dyplomatycznie zrezygnowaliśmy, dostosowaliśmy się do tradycyjnego w tamtych stronach beztroskiego boiskowego disco. Dzielnym Sanmaryńczykom zabrakło tlenu po kwadransie gry, więc kadra - wzorem wyczerpanego rywala - przeszła w stan hibernacji. Jakby - wzorem przezornego studenta, przeczuwającego podstęp profesora - znać odpowiedzi na pytania zamknięte, ale zaznaczać inne, bo 'to nie może być takie proste'.
Fornalik przede wszystkim jednak to trenerski destruktor. Udany pomysł i tak zepsuje. W 60 minucie następuje świerzbienie palców i katastrofa gotowa. Z Czarnogórą na gwałt potrzebował bramki. Znajdującego się w 'gazie' Sobotę zastąpił więc Wszołkiem, fizycznie przygotowanym do wyzwań jak słabnący co kilometr Piotr Adamczyk. Smuda pod tym względem wyglądał podobnie, z tymże on na szczęście zdawał sobie z tego sprawę. Jak na Euro uznał, że nic lepszego już nie wymyśli, to przestał się wtrącać. Obejrzał sobie po prostu Euro ze zdecydowanie najkorzystniejszych stadionowych miejscówek. I jeszcze nieomalże awansował dalej.
Zastąpienie Franciszka Smudy Waldemarem Fornalikiem było masochistyczną próbą zepsucia czegoś co i tak nie działało. Skuteczną. Fornalik nie ma charyzmy, pomysłu oraz wystarczających umiejętności. Franz miał przynajmniej to pierwsze. Usilne próby utrzymania statusu quo nie mają sensu. Czekanie z decyzją do końca eliminacji to jakiś skrajny idiotyzm. Jakby zwlekać z wyrokiem dla za zabójcy do czasu, jak ciało ofiary ulegnie rozkładowi. W najbardziej prawdopodobnej wersji wydarzeń i tak bowiem zobaczymy Mundial w telewizji, a im później wybierzemy nowego selekcjonera, tym mniej będzie to miało sensu. Tym bardziej, jeżeli rozsądnie zdecydujemy się na fachowca zza granicy.
Problem w tym, że Fornalik wciąż wierzy w awans. I chce utrzymać stołek jak najdłużej. To taki 'bezpieczny' selekcjoner. Wygodny dla PZPN. Nie mówi nic głupiego, racjonalnie zestawia 'jedenastkę' i robi to, co zażyczy sobie prezes. Boniek nie zaakceptował Obraniaka? Adieu! C'est la vie! Następcę pomocnika Bordeaux poszukiwaliśmy przez pół roku. Znaleźliśmy dwóch, muszą grać na raz, inaczej walą się wszystkie założenia taktyczne. Nikogo to nie interesuje, trener kadry cieszy się, że prezes konsekwentnie przedłuża jego przygodę życia na fotelu trenera kadry. Dzień po dniu, godzina po godzinie, może uda się wytrzymać do października. A może nawet do grudnia?
Może unikniemy październikowych kompromitacji? Może. Gorzej już być nie może. Alessandro Della Valle spuścił bowiem polski futbol reprezentacyjny na dno. Do rynsztoka. Jeśli nie potrafimy utrzymać czystego konta w starciu z San Marino, to już doprawdy trudno znaleźć jakiegokolwiek innego rywala, z którym podobne osiągnięcie może się okazać możliwe. Z zawodowymi piłkarzami sobie nie poradziliśmy. Z bankierami i magazynierami również. Zostało nam zbicie zespołu dzieci, albo schorowanych starców. Tylko, że na Wembley i w Charkowie na podobnych rywali nie ma co liczyć. Tam trzeba zagrać w piłkę. A z obecnym selekcjonerem może to się okazać niemożliwym do wykonania.

>>>San Marino - Polska. Zobacz jak padały bramki! Tylko na gwizdek24!

Inaczej zresztą trudno znaleźć jakiekolwiek przesłanki, każące sądzić, że Fornalik mógłby być dobrym selekcjonerem. W kontaktach z mediami tym się różni od Smudy, że tamtem bredził w wymyślonym przez siebie języku, a obecny nie mówi nic. Pod względem taktycznym dopiero niedawno przestaliśmy przypominać drużynę z Euro 2012. Mieliśmy szturmować Dumnych Synów Albionu duetem snajperów, a na 12 miesięcy zamknęliśmy się w jednej filozofii gry, w której głównym założeniem było trzymanie kciuków za kapitana reprezentacji. Może akurat coś wymyśli.

Skutki okazały się opłakane. Nieudolną próbę zdominowania półżywych wówczas Anglików można było jeszcze zrozumieć, ale kadra w chaosie tylko się pogrążała. Na starcie z nieociosanymi drwalami z Irlandii wybraliśmy się na walkę wręcz. Zapomnieliśmy siekier. W Mołdawii rywal bitwy nie chciał. Dyplomatycznie zrezygnowaliśmy, dostosowaliśmy się do tradycyjnego w tamtych stronach beztroskiego boiskowego disco. Dzielnym Sanmaryńczykom zabrakło tlenu po kwadransie gry, więc kadra - wobec wyczerpanego rywala - przeszła w stan hibernacji. Jakby - wzorem przezornego studenta, przeczuwającego podstęp profesora - znać odpowiedzi na pytania zamknięte, ale zaznaczać inne, bo 'to nie może być takie proste'.

>>>Łukasz Piszczek u Kuby Wojewódzkiego! Zobacz co powiedział!

Fornalik przede wszystkim jednak to trenerski destruktor. Udany pomysł i tak zepsuje. W 60 minucie następuje świerzbienie palców i katastrofa gotowa. Z Czarnogórą na gwałt potrzebował bramki. Znajdującego się w 'gazie' Sobotę zastąpił więc Wszołkiem, fizycznie przygotowanym do wyzwań jak słabnący co kilometr Piotr Adamczyk. Smuda pod tym względem wyglądał podobnie, z tymże on na szczęście zdawał sobie z tego sprawę. Jak na Euro uznał, że nic lepszego już nie wymyśli, to przestał się wtrącać. Obejrzał sobie po prostu Euro ze zdecydowanie najkorzystniejszych stadionowych miejscówek. I jeszcze nieomalże awansował dalej.

Zmiana na stanowisku selekcjonera w lipcu 2012 roku było masochistyczną próbą PZPN-u zepsucia czegoś co i tak nie działało. Skuteczną. Fornalik nie ma charyzmy, pomysłu oraz wystarczających umiejętności. Franz miał przynajmniej to pierwsze. Usilne próby utrzymania statusu quo nie mają sensu. Czekanie z decyzją do końca eliminacji to jakiś skrajny idiotyzm. Jakby zwlekać z wyrokiem dla zabójcy do czasu, jak ciało ofiary ulegnie rozkładowi. W najbardziej prawdopodobnej wersji wydarzeń i tak bowiem zobaczymy Mundial w telewizji, a im później wybierzemy nowego selekcjonera, tym z rozsądkiem będzie to miało mniej wspólnego.

>>>Bankier, magazynier... Zobacz z kim Polacy stracili bramkę!

Problem w tym, że Fornalik wciąż wierzy w awans. I chce utrzymać stołek jak najdłużej. To taki 'bezpieczny' selekcjoner. Wygodny dla PZPN. Nie mówi nic głupiego, racjonalnie zestawia 'jedenastkę' i robi to, co zażyczy sobie prezes. Boniek nie zaakceptował Obraniaka? Adieu! C'est la vie! Następcę pomocnika Bordeaux poszukiwaliśmy przez pół roku. Znaleźliśmy dwóch, muszą grać na raz, inaczej walą się wszystkie założenia taktyczne. Nikogo to nie interesuje, trener kadry cieszy się, że prezes konsekwentnie przedłuża jego przygodę życia na fotelu trenera kadry. Dzień po dniu, godzina po godzinie, może uda się wytrzymać do października. A może nawet do grudnia?

Może unikniemy październikowych kompromitacji? Może. Gorzej już być nie może. Alessandro Della Valle spuścił bowiem polski futbol reprezentacyjny na dno. Do rynsztoka. Jeśli nie potrafimy utrzymać czystego konta w starciu z San Marino, to już doprawdy trudno znaleźć jakiegokolwiek innego rywala, z którym podobne osiągnięcie może się okazać możliwe. Z zawodowymi piłkarzami sobie nie poradziliśmy. Z bankierami i magazynierami również. Zostało nam zbicie zespołu dzieci, albo schorowanych starców. Tylko, że na Wembley i w Charkowie na podobnych rywali nie ma co liczyć. Tam trzeba zagrać w piłkę. A z obecnym selekcjonerem może to się okazać niemożliwym do wykonania.

Nasi Partnerzy polecają

Najnowsze

Materiał sponsorowany