"Super Express": - Czy kiedykolwiek w życiu się pan topił w wodzie?
Radosław Kawęcki: - Nigdy. Woda zawsze mnie uwielbiała.
- Ale psychicznie musiał się pan bronić przed utonięciem w trakcie MŚ?
- Trochę tak było. Ale nie pierwszy raz w karierze. Owszem, po nieudanym starcie na 100 metrów grzbietem usłyszałem, że już się skończyłem. Ale noża na gardle nie czułem. I popłynąłem o sekundę szybciej niż rok temu.
- Więc się pan odrodził?
- Raczej się odbudowałem (śmiech). Dowiodłem sobie, że mogę się podnieść po porażce. Przyjąłem ja na klatę i wywalczyłem trzecie z rzędu mistrzostwo świata. Nie zginąłem i udowodniłem wszystkim, że się nie skończyłem. Że dopiero zacząłem dobrze pływać. Trzeba raz upaść, żeby się odbić i znów być na szczycie.
Radosław Kawęcki zdobył w Windsorze nagrody 10 tys. dolarów nagród od federacji FINA (8 tys. za złoto plus 2 tys. za 5. miejsce na 100 m). Od ministra sportu otrzyma 19,8 tys. zł. Jego stypendium (4600 zł za złoty medal tegorocznych ME) nie wzrośnie, bowiem MŚ na krótkim są wyceniane niżej.