- Trzeba spełniać marzenia i jechać po medal, jak każdy sportowiec - powiedział "Super Expressowi".
W roku 2012 Kawęcki był olimpijskim debiutantem. Teraz jest w gronie faworytów.
- Tamten występ w Londynie to była nauka. Cieszę się, że bez większego doświadczenia zająłem czwarte miejsce, chociaż czułem lekki niedosyt. Teraz doświadczenia mam dużo, z roku na rok jestem mocniejszy fizycznie i psychicznie. Olimpijski start to dla mnie wisienka na torcie. A 25 lat to dobry wiek, by uzyskiwać najlepsze rezultaty - ocenił z uśmiechem.
W Londynie prowadził go trener Jacek Miciul. Dwa lata temu najlepszy polski grzbiecista przeniósł się z Zielonej Góry do Warszawy, gdzie pracuje z Pawłem Słomińskim, współautorem sukcesów Otylii Jędrzejczak.
- Z poprzednim trenerem zdarzyło mi się posprzeczać, a z obecnym co najwyżej miewamy energiczną wymianę zdań - wyjawił pływak. - W każdej trudnej sytuacji, także prywatnej, trzeba rozmawiać, a nie wchodzić w konflikty.
Przez trzy tygodnie przed wyjazdem trenował na krytym basenie w Warszawie w godzinach 12-14 oraz 22-24, aby dostosować się do programu igrzysk. Teraz wykonuje ostatni szlif formy na zgrupowaniu kadry w brazylijskim mieście Aracaju.
W Rio wystąpi na 200 i 100 m st. grzbietowym oraz zapewne w sztafecie 4x100 m zmiennym. Uzyskane w tym roku czasy 1.55,98 min i 54,06 s dają mu odpowiednio 9. i 28. miejsca w tabeli światowej. Medalowe szanse wydają się być na dłuższym dystansie, na którym stracił trzy miesiące temu rekord Europy na rzecz Jewgienija Ryłowa (Rosjanin przebił Polaka o 0,03 s wynikiem 1.54,21 min).
- Może to lepiej, że nie jestem w czołowej trójce - ocenił "Kawa". - Przecież i tak walczyć będę o najlepsze wyniki. A jak się poprawia życiowe rekordy, to można liczyć na sukces.
Najlepszemu polskiemu pływakowi sprzyjają też uczucia. Nie chce o nich mówić, ale uchyla rąbka tajemnicy.
- Mówi się, że pływak jest szybki, kiedy jest szczęśliwy. A ja czuję się szczęśliwy od ubiegłego roku - wyjawia.