Karaś postanowił pobić rekord świata na dystansie 10-krotnego Ironmana. W Szwajcarii chciał przejść do historii na dystansie, który dla zwykłego śmiertelnika wydaje się być nieosiągalny. 38 kilometrów do przepłynięcia, 1800 km do przejechania na rowerze i 422 km biegu. Tak morderczy dystans nie przestraszył partnera Agnieszki Włodarczyk, bowiem jego głównym założeniem było osiągnięcie kapitalnego rezultatu. 33-latek w świetnym stylu poradził sobie z pływaniem i na rowerze, ale już pod koniec drugiej części rywalizacji zmagał się z ogromnym bólem. Ponownie dał o sobie znać jeden z urazów, który doprowadził do zejścia z trasy na ok. 360 km przed metą w związku z zakazem od lekarzy. Początkowo fani martwili się o zdrowie Karasia, jednak sam sportowiec wyjaśnił trudną sytuację.
Robert Karaś walczył z nadludzkim bólem. Miał "jaja całe we krwi"
- Czuję się dobrze. Widziałem, że piszą o wyczerpaniu czy problemach z kręgosłupem. Miałem operację, to były urologiczne sprawy. Uaktywniło się to na rowerze i nie dało już rady biec. Czułem się znakomicie psychicznie, wykonywaliśmy wraz z teamem super robotę. Trzeba zrobić jeszcze jedną operację, żeby się zagoiło - poinformował Karaś w mediach społecznościowych po zejściu z trasy 10-krotnego Ironmana. Pechową operację przeszedł zaledwie 3 tyg przed ostatnim startem, jednak jego przejścia z kłopotami urologicznymi sięgają znacznie wcześniej.
Robert Karaś od kilku lat jest w szczęśliwym związku z Agnieszką Włodarczyk:
- Pamiętam, to był rowerowy etap. Warunki były paskudne, bo padał silny deszcz, a żwirek z asfaltu przedostawał się pod strój. I ścierał mi skórę. Całe jaja miałem we krwi, a jechałem na wąskim siodle przez 30 godzin. Kiedyś też biegałem przez 20 godzin ze złamaną ręką. To było trudne - mówił już kiedyś o najtrudniejszych momentach w karierze. Jego relacja z pewnością boli wielu mężczyzn, którzy nie są w stanie wyobrazić sobie walki z takim bólem. Fani niedoszłego zawodnika FAME MMA mogą być pewni, że jeszcze nie raz Karaś przekroczy granice bólu i wycieńczenia.