Potęgą Sevilla już była. W Andaluzji kończył europejską przygodę z piłką Diego Maradona, rozpoczynał takową Davor Suker i - patrząc na ostatnie lata - to na Estadio Ramos Sanchez Pizjuan zbudowana została ostatnia hiszpańska ekipa, która potrafiła dotrzymać kroku Realowi Madryt oraz Barcelonie. Wspaniała drużyna Juande Ramosa w latach 2006 - 2007 zdominowała też rozgrywki Pucharu UEFA, sięgając po to trofeum dwukrotnie z rzędu. Klub wypromował nazwiska Kanoute, Luis Fabiano, a przede wszystkim Daniego Alvesa, w pamięci kibiców zapisując się jako 'jedenastka' grająca bezkompromisowy, ofensywny futbol.
>>>Zobacz relację na żywo z losowania ostatniej rundy eliminacyjnej Ligi Europy!
Dzisiejsza Sevilla ma jednak zdecydowanie inne problemy. Podobnie jak cały hiszpański futbol, konta bankowe Andaluzyjczyków świecą pustkami i jedynym ratunkiem dla klubu okazała się sprzedaż najcenniejszych zawodników. Manchester City pokonał Hiszpanów jeszcze przed rozpoczęciem jakichkolwiek rozgrywek. Wysłał 45 mln euro, władze Sevilli odesłały zdecydowanie najlepszego strzelca, Alvaro Negredo i ostatni symbol - pamiętający złote czasy klubu - Jesusa Navasa. W ich miejsce sprowadzono rezerwowego PSG, niezbyt skutecznego Kevina Gameiro oraz wyjętego z piwnic Stamford Bridge, schowanego tam rok wcześniej Marko Marina. A wciąż wspomina się o ewentualnych odejściach Rakitica, Kondogbii czy jednej z nadziei hiszpańskiego futbolu, młodziutkim lewym defensorze Alberto Moreno.
Atuty Sevilli ubywają. Unai Emery dysponuje obecnie zaledwie jedną, względnie mocną formacją. Znakomity środek pola jest wstanie, przynajmniej teoretycznie, zdominować każdego rywala, a już na pewno trójkąt środkowy Śląska Wrocław. Wrocławian czeka ciężkie zadanie, gra prostymi środkami i jedyne sensowne rozwiązanie: urządzenie na połowie Hiszpanów 'wyścigów'. Taki Federico Fazio spokojnie mógłby startować na paraolimpiadzie, równie ślamazarnego stopera nie widzieliśmy od czasów występów Zbigniewa Wójcika w Lechu Poznań. Pozostali kandydaci do gry nie wyglądają lepiej. Cicinho jest kontuzjowany do grudnia, a Pareja ma za sobą pół roku, dobrze płatnego, przymusowego urlopu w Moskwie. Rozpędzonego Soboty Andaluzyjczycy nie zatrzymają. Pytanie czy skrzydłowy Śląska wykorzysta swoje niewątpliwe przewagi w sensowny sposób i czy w ogóle zagra. Kontrakt ma do lipca przyszłego roku. Za pół roku będzie już kosztować grosze. Ktoś może uznać, że ekonomicznie rozsądnym byłoby sprzedać reprezentanta Polski, gdy ten akurat jest na fali wznoszącej.
>>>Zobacz jak losowano pary IV rundy eliminacji Ligi Mistrzów!
Nie twierdzimy, że Śląsk to ekipa klasy Sevilli. Nie zmienia to jednak faktu, że obecnie Hiszpanie nie są zespołem, którego należy się specjalnie bać i już na pierwsze spotkanie wychodzić jak na ścięcie. Dwa tygodnie temu tylko niepoprawni optymiści mogli sądzić, że wrocławianie poradzą sobie z FC Brugge. Belgów w pucharach już nie ma, czas na Hiszpanów?