Vancouver: Śmierć czai się na ostatnim zakręcie

2010-02-16 13:25

Siła odśrodkowa jest tak silna, że aż wciska głowę pod sanki - opowiada "Super Expressowi" Maciej Kurowski (24 l.). Na lodowym torze kompleksu Whistler Sliding Centre polski saneczkarz zajął 23. miejsce na 38 startujących.

Wyniki zeszły jednak na dalszy plan po tragicznej śmierci Gruzina Nodara Kumaritaszwilego (†21 l.), który podczas treningu na ostatnim zakręcie wyleciał z sanek i zabił się, uderzając o jeden ze słupów podtrzymujących konstrukcję toru.

Przeczytaj koniecznie: Vancouver: Tragiczna śmierć Gruzina Kumaritaszwiliego (VIDEO)

- Ten tor jest za szybki i dlatego zrobił się niebezpieczny. Tu się osiąga za duże prędkości, nie tak był wstępnie zaprojektowany. Kanadyjczycy przesadzili. Zamiast zaplanowanych 130 km na godzinę "wycisnęli" z niego ponad 20 km więcej - tłumaczy Kurowski, przyzwyczajony, tak jak inni zawodnicy, do ślizgów przy prędkości rzędu 115-120 km na godzinę.

- A ostatni zakręt, na którym zginął Gruzin, może sprawić wielki kłopot. Tam pojawia się taka duża siła odśrodkowa, która wciska głowę pod sanki. Ktoś mniej doświadczony może nie wiedzieć, co się dzieje. Zaznaczam jednak, że gruzińskiego saneczkarza uważałem za solidnego zawodnika, wiele razy widziałem, że umiał jeździć szybko - dodaje Kurowski.

Po tragicznym wypadku Kumaritaszwilego saneczkarze zebrali się, żeby przedyskutować dalsze kroki, ale Kurowski podkreśla, że nie było mowy o bojkocie groźnego dla życia toru.


- Gdybyśmy nie wystartowali, mogłoby się to skończyć skreśleniem naszej dyscypliny z listy olimpijskiej - wyjaśnia reprezentant Polski. - Musieliśmy się wziąć w garść i wystartować. Było to bardzo ciężkie, ja sam potrzebowałem przed kolejnym wyjazdem na tor kontaktu z psychologiem. Odbyłem rozmowę motywacyjną, ćwiczenia relaksacyjne i na koncentrację. Bardzo mi się to przydało, dzięki temu mogłem skupić się na starcie.

Patrz też: "Ku..., Adam, nie wiem co mam powiedzieć, zajebiście"

Reprezentant Karkonoszy Jelenia Góra miał na obiekcie w Whistler tylko jeden mały wypadek i mówi, że generalnie czuje się tu pewnie. - Przytrafił mi się "żółw", czyli wywrotka na brzuch, nic groźnego - opowiada.

Po śmierci gruzińskiego zawodnika organizatorzy dołożyli ścianę z dykty osłaniającą wylot finałowego wirażu, a w ostatnich ślizgach saneczkarze startowali z niższego rozbiegu, używanego przez kobiety - żeby uzyskiwane prędkości były niższe.

- Taką osłonę można było zrobić wcześniej - zauważa polski saneczkarz. - Komuś zabrakło wyobraźni.

Najnowsze