W piątek Kubica popełnił błąd podczas hamowania na śliskiej nawierzchni i jego citroen DS3 WRC nie wyrobił się na lewym zakręcie. Auto spadło do niewielkiego rowu i pozostało na dachu. Uszkodzenia nie były jednak wielkie i następnego dnia mechanicy przyszykowali krakowianinowi samochód do dalszej jazdy.
Czytaj również: Komentarz po meczu Polska - Słowacja: Eksperyment nie wypalił
Na 11. oesie doszło jednak do kolejnego wypadku, tym razem niezawinionego w całości przez kierowcę. Nowy pilot Roberta, Michele Ferrara (35 l.), podyktował złą komendę i Kubica jechał z dużą prędkością w miejscu, w którym powinien hamować. Efekt: spóźniona próba ratowania auta, wjazd tyłem na leśną skarpę, kilka koziołków i na szczęście bezpieczne lądowanie 60. m od jezdni.
- To było nieporozumienie w komunikacji. Gdy zobaczyłem zakręt, jechałem już za szybko - opowiadał Robert, który nie zrzucał winy na Włocha. Przyznał jednak, że przed rajdem czuł obawy związane ze zmianą pilota, po tym jak w ostatniej chwili wycofał się Maciej Baran (39 l.). - Wiedziałem, że jest ryzyko, ale starałem się o nim nie myśleć. Jeśli z kimś jeździ się dłużej, łatwiej się porozumieć i zgrać notatki. Mieliśmy jechać z Maćkiem, tymczasem musiałem zmienić pilota i nie byłem na to przygotowany.
Tegoroczne dachowania Kubicy
Kwiecień, Rajd Azorów - zahaczył o murek ochronny i przekoziołkował. Imprezę ukończył.
Wrzesień, Rajd Polski - podczas treningu wyleciał z trasy, przeleciał nad stadem krów i wylądował w polu. W zawodach wystartował, ale skończył przedwcześnie, z urwanym zawieszeniem.
Listopad, Rajd Wielkiej Brytanii - na 4. odcinku wyleciał z trasy z powodu błędu Roberta na lewym łuku, auto wpadło do rowu i obróciło się na dach. Na 11. odcinku dostał złą informację od pilota i zamiast hamować, jechał bardzo szybko, wylatując z drogi i koziołkując w lesie.