- Co to jest techniczne nurkowanie?
- Kiedy schodzisz w wodzie na głębokość większą niż 40 metrów. Do tego dochodzą olbrzymie różnice sprzętowe w stosunku do normalnego nurkowania, na przykład większa liczba butli do oddychania i zupełnie inne mieszanki gazów, którymi się oddycha. Rekreacyjni nurkowie używają albo sprężonego powietrza, albo nitroksu, czyli mieszaniny gazów. My używamy wielu mieszanek, w tym trimiksu, czyli połączenia tlenu, azotu i helu. Dzięki temu można zejść na większe głębokości bez wywołania narkozy azotowej, którą można porównać do upojenia alkoholowego.
- Wygląda na to, że w pańskiej specjalności nie ma miejsca na żaden błąd.
- Wszystko musi być nie tylko zaplanowane co do metra, ale i wykonane bezbłędnie. Na pewnych głębokościach każda pomyłka to śmiertelne ryzyko.
- Ile razy otarł się pan o śmierć?
- W 2004 roku przy pierwszej próbie bicia rekordu na głębokości 270 metrów odmówił mi posłuszeństwa automat oddechowy. O mało nie straciłem życia. To niestety była rzecz nie do przewidzenia. Zresztą po wynurzeniu automat działał bez zarzutu. Kiedy go rozebraliśmy, okazało się, że zawiniła malutka uszczelka, a jej uszkodzenie można było zobaczyć dopiero pod mikroskopem. Innym razem po wynurzeniu okazało się, że straciłem słuch z powodu zaburzeń dekompresyjnych. Wiele tygodni trwało leczenie, na szczęście wróciłem do zdrowia.
- Takie groźne przypadki nie spowodowały jakiejś blokady, nie pomyślał pan: "Po co mi to, dam sobie spokój"?
- Nigdy nie miałem wątpliwości, czy dalej nurkować. Postanowiłem, że wyciągnę wnioski z tych dramatycznych przypadków i innych, które kończyły się tragicznie dla nurków. I potem pobiłem rekord, więc nauczka jak widać się przydała.
- Po co w ogóle ryzykować?
- Bo można zrobić coś, czego w sportowym nurkowaniu w żaden sposób się nie osiągnie. To zupełnie inne wyzwanie. Choć podstawowa prawda się nie zmienia: im głębiej schodzisz, tym bardziej niebezpieczna jest twoja próba, bo rośnie szansa popełnienia błędu. Jesteś w wodzie o wiele dłużej, masz ze sobą więcej mogącego zawieść sprzętu.
- Rekreacyjne nurkowanie to przy pańskim łatwizna.
- To fakt, nie ma stresu, wszystko przebiega szybko i łatwo. Schodzisz z jedną butlą, zostajesz trochę pod wodą, po czym praktycznie od razu możesz się wynurzyć. Kiedy biłem rekord świata, zużyłem 30 butli, miałem w nich 10 różnych mieszanek i kilkunastu pomocników, którzy towarzyszyli mi pod wodą i sami potrzebowali ok. 70 butli. Zejście na ponad 300 metrów zajęło kilkanaście minut, ale wynurzenie - ze względu na dekompresję - zabrało 12 godzin. Dodam, że nie pobiłbym rekordu bez współpracy Polaków, których w mojej ekipie było kilku.
- Czyli zejść w dół łatwo, ale najtrudniej wrócić?
- Powrót z głębiny to rzeczywiście jedna z największych trudności. Ale nie powiedziałbym, że zanurzanie się to bułka z masłem. Wyobraź sobie, że wsiadasz do windy i jedziesz tylko w dół przez 15 minut. A do poziomu 200 metrów, na którym ja zaczynam dekompresję, nie dotrze 99 procent nurków na świecie.
- Następne pańskie wyzwanie? Poprawienie rekordu?
- Ja już swoją granicę osiągnąłem, może inni teraz spróbują.
- Jaki jest limit ludzkich możliwości?
- Nie można wykluczyć, że komuś się uda zejść poniżej 318 metrów. Tak samo jak tego, że wielu nurków zginie próbując to zrobić.