Były cztery pucharowe triumfy Adama Małysza (32 l.), teraz mamy wielką sportsmenkę idącą w ślady mistrza z Wisły.
Piąta polska Kryształowa Kula w historii dostała się wczoraj w jej ręce w Falun po finale Pucharu Świata, w którym Justyna Kowalczyk (26 l.) nie miała żadnej konkurencji.
- Gdyby ktoś przed sezonem powiedział pani, że będą trzy medale mistrzostw świata i dwie Kryształowe Kule, co by pani odparła?
- Nareszcie!
- Po tak wielkich sukcesach będzie pani pod coraz większą presją w kolejnym sezonie...
- Na pewno, ale ja sobie poradzę. Może na pierwszych zawodach będę siódma, ósma, ale trener mnie uspokoi, żeby nie przejmować się tym, co ludzie będą o tym sądzić.
- Sezon 2008/2009...
- ...był piękny. Najlepszy, jaki sobie mogłam wymarzyć. Parę razy wygrałam, tylko Petra Majdić potrafiła nawiązać ze mną walkę, zdobyłam najwięcej punktów, zdeklasowałam rywalki na dystansach. Czego chcieć więcej? Wydawało się, że nie ma mocnych na Finki, ale i im dałam radę.
- Trener naprawdę usłyszał od pani po przyjeździe do Falun, że pani to wygra?
- Ponieważ troszkę się znam na nartach, oceniłam, że szanse były bardzo duże. Ale to jest sport i mogło się to szybko zmienić.
- Przybiegła pani pierwsza na metę w niedzielę, ale trener Wierietielny mówił, że na trasie był kryzys, że panią "przygięło".
- Bardzo się zmęczyłam. Od samego początku było ciężko (Kowalczyk dotarła do mety pierwsza, ale miała 12. czas biegu pościgowego - red.). Może psychicznie nie byłam przygotowana, może zmęczenie dało się we znaki, to zresztą nieważne. Ale nogi nieziemsko bolały, to fakt. Teraz wreszcie mogę odpocząć.
- Powtarza pani, że Puchar Świata to właściwie tylko dodatek do już wywalczonych trofeów.
- Jest jak pyszny deser, wisienka na torcie. Ważniejsze były medale mistrzostw świata. Chociaż pięknie jest być pierwszą, to jest taka robocza nagroda za to, że byłam najrówniejsza, najbardziej wytrzymała, nie poddałam się nigdy, mimo że były wzloty i upadki. Chociaż tych ostatnich było bardzo mało, praktycznie spieprzyłam tylko dwa biegi.
- Najważniejszy moment Pucharu Świata?
- Piękny i miażdżący bieg w Otepaeae.
- Najtrudniejsza chwila?
- Na początku sezonu byłam niecierpliwa. Czułam się bardzo, bardzo mocna po lecie, wygrywałam sprawdziany z Finkami jak chciałam, a nie było od razu wyników. Trener dzielnie mi tłumaczył, że przyjdzie pora. I przyszła w odpowiednim momencie.
- Rzeczywiście, bo koszulkę liderki PŚ włożyła pani pierwszy raz dopiero po ostatnich zawodach...
- Spryciula ze mnie, prawda? To chyba jedyny taki przypadek w historii sportów zimowych. Nieważne jak, ważne, żeby wygrać.
- Co mówiła Petra Majdić po zawodach?
- Ona naprawdę nie mogła tu wiele zrobić. Musiała zająć drugie miejsce, żeby nie stracić żółtej koszulki. Chodziło o to, co ja potrafię zrobić na tej trasie i czy będę umiała utrzymać odpowiednią różnicę. Petra obiecała mi, że od dzisiaj zaczyna trenować dystanse. Ja odparłam, że w takim razie biorę się za sprinty.
- Rywalizacja Kowalczyk - Majdić była ozdobą tego sezonu?
- Wszyscy się nią pasjonowali. Ja odbierałam gratulacje, ale Petra też, bo walka była przednia. Już dawno kibice nie mieli aż takich emocji do samego końca.
Końcowa klasyfikacja PŚ 2008/2009
1. Justyna Kowalczyk (Polska) 1810 pkt
2. Petra Majdić (Słowenia) 1730
3. Aino Kaisa Saarinen (Finlandia) 1485