„Super Express”: - Gratulujemy prestiżowej funkcji. A czy przyjął ją pan z nadzieją, że miejsce na podium będzie więcej niż dwa lata temu w Tokio?
Tomasz Majewski, dwukrotny mistrz olimpijski: - Mam nadzieję na lepszy występ niż Tokio, chociaż będzie o to trudno. Juz samo zbliżenie się do tamtego bilansu 14 medali stanie się sukcesem.
- Więc ile polskich medali się marzy szefowi misji?
- Marzy mi się piętnaście. Ale co do bardziej realnego oszacowania szans musimy poczekać bliżej igrzysk. Sytuacja jest pogmatwana w niektórych dyscyplinach. Najpierw przez pandemię powywracały się rankingi międzynarodowe. Potem, po agresji w Ukrainie niektóre federacje dopuszczają Rosjan i Białorusinów do startów, a inne nie.
- Jest pan przeciwnikiem dopuszczenia sportowców tych krajów do igrzysk?
- Uważam, że nie zasługują na udział w święcie sportu, gdy trwa wojna. Tym bardziej, że wielu z nich jest w tę wojnę uwikłanych. A poza tym, gdyby w Paryżu wystartowali, zajmowalibyśmy się bardziej polityką, a nie piękną olimpijską rywalizacją. Głowę zaprzątałyby nam myśli, czy dany sportowiec złamał czy nie złamał protokołu obowiązującego dla startu pod flagą neutralną.
- Dlaczego mówimy o zdobyczy kilkunastu medali polskich olimpijczyków? Pół wieku nie schodziła ona poniżej dwudziestu…
- W wieku dwudziestym byliśmy krajem rozwiniętym w sporcie i mieliśmy dobry system szkolenia na tle innych. A medale zdobywało wówczas 30 – 40 krajów. Teraz i inni dobrze trenują. Urosła liczba krajów startujących i tych zdobywających miejsca na podium. Rozwijają się kraje o dużym potencjale ludności, na przykład w Afryce. W lekkoatletyce poziom rywalizacji obecnie jest znacznie wyższy niż dwa lata temu w Tokio. Uważam, ze igrzyska olimpijskie będą coraz bardziej umiędzynarodowione i coraz trudniej będzie o medale.