"Super Express": Jak spędzisz ostatnie godziny przed walką? Muzyka, film, książka?
Arkadiusz Wrzosek: Ostatnie godziny przed walką spędzam głównie wraz z moim teamem. To już czas, że pół dnia jestem na hali. Często siedzę ze słuchawkami na uszach i staram się wyłączyć, ale nie lubię wprowadzania nerwowej atmosfery w szatni, czy też przesadnego skupienia. Lubię sobie pożartować. Ważne jest, by chłonąć atmosferę, która panuje na hali.
- Będzie trochę rdzy do usunięcia, bo dawno walczyłeś, w tamtym roku odwołano Ci trzy walki.
- Tak naprawdę, to dopiero w ringu będę mógł powiedzieć, czy faktycznie czułem „rdzę”. Z jednej strony nigdy nie miałem tak długiej przerwy. W dniu walki będzie to około 20 miesięcy. Natomiast trenowałem przez ten czas bardzo ciężko. W poprzednim roku przygotowywałem się do walki trzykrotnie, więc nie leżałem w domu do góry brzuchem. Walka z Harim będzie dla mnie sprawdzianem tego, jak wiele w tym czasie przepracowałem i jak duży zrobiłem progres.
- Twój przeciwnik to legenda K-1. 92 nokauty. Wielki faworyt walki. Normalny człowiek by się po ludzku bał...
- Badr Hari zawsze miał łatkę „zabójcy”. Zwykły, przeciętny człowiek mógłby się bać stanąć z nim twarzą w twarz. Ja jednak strachu nie czuję. Walczę na wysokim poziomie, toczyłem pojedynki z silnymi zawodnikami i nie pękałem. Szanuję go jako zawodnika z topu, ale to w żadnym wypadku nie jest strach, dlatego do walki wyjdę bez większego respektu.
- Kto Cię boksersko więcej nauczył: Kownacki czy Fonfara?
- Z Adamem Kownackim zrobiłem jeden cały trening. Trenowałem technikę z jego trenerem, który przekazał mi wiele cennych uwag, ale nie były to żadne sparingi. Pamiętam, że Adam też dodawał coś od siebie, bo to było tuż po jednej z moich poprzednich walk. Z Andrzejem natomiast spędziłem więcej czasu na sali. Razem przygotowywaliśmy się do gali w Warszawie. Spędziłem też trochę czasu na obozie z całym jego sztabem. Nie raz w Warszawie mnie tarczował. W jego gymie robiłem końcówkę przygotowań do mojej walki w Stanach Zjednoczonych. Dlatego od niego więcej się nauczyłem, co wynika z prostej przyczyny, że spędzaliśmy sporo czasu na treningach. Stał też w moim narożniku w trakcie jednej z walk. W ogóle uważam, że Andrzej ma zadatki na świetnego trenera. Widzę, że bardzo mu się to podoba i lubi przekazywać zdobytą wiedzę.
- Jak będziesz świętował wygraną. Co jeśli przegrasz?
- Przy zwycięstwie, świętował będę z moim znajomymi, którzy specjalnie przylatują do Rotterdamu. Przed walką oczywiście nie biorę pod uwagę myśli, że przegram. Wychodzę z nastawieniem odniesienia zwycięstwa. Banalne byłoby stwierdzić, że nie myślę, co będzie dalej. Przez tych kilka miesięcy przygotowań, wiele myśli przebiegało mi przez głowę. W przypadku zwycięstwa uważam, że dostałbym szansę rewanżu z Benjaminen Adegbuyim, który wygrał z Badrem Harim poprzednią walkę. Ewentualna porażka, aż tak wiele by nie zmieniła, bowiem kickboxing rządzi się nieco innymi zasadami niż chociażby boks. Tu większą wartość ma liczba stoczonych walk i ich jakość. Pojedyncze porażki, aż tak mocno nie wpływają na rankingi.
- Jaką taktykę szykujesz na walkę, co może na ten temat zdradzić?
- Przed samą walką nie mogę już wiele zdradzić, ale jestem przekonany, że Hari się ze mną namęczy. Na pewno nie spodziewa się takiej siły, jaką zaprezentuję w ringu.
- Nie ukrywasz swojego przywiązania do Legii. Ulubiony legionista?
- Artur Boruc. Piłkarz-legenda. Zawodnik, który w dalszym stopniu prezentuje bardzo wysoki poziom sportowy. Znamy się też osobiście, więc tym mocniej mu kibicuję. Moich związków z Legią Warszawa nigdy nie ukrywałem. Jestem kibicem i będę związany z CWKS-em na zawsze. Mecze domowe oczywiście różnią się atmosferą od tych wyjazdowych, gdzie panuje inny klimat i większa adrenalina. Choć oczywiście z pewnego rodzaju rozrzewnieniem wspominam ostatni mecz Legii na starym stadionie, gdzie demontowano krzesełka. Natomiast wyjazdy są zdecydowanie bardziej specyficzne. Zaliczyłem ich niemało. Z Legią zjeździłem całą Europę.
- Czy kibice Legii wysyłali Ci jakieś wiadomości?
- Tak, wysyłali i czuję od nich potężne wsparcie. Duża grupa kibiców Legii przyjeżdża specjalnie do Rotterdamu, by mnie dopingować. Wiem też o grupie kibiców z Hagi, której kibice są z Legią zaprzyjaźnieni. Całe środowisko fanów warszawskiej drużyny mi kibicuję i muszę powiedzieć, że ma to dla mnie gigantyczne znaczenie.