Nakłuwają Monikę Pyrek
Ta metoda pomaga jej pokonać stres. Wicemistrzyni Europy w skoku o tyczce Monika Pyrek (28 l.) może trochę odetchnąć. Okres największych obciążeń treningowych ma już za sobą. Teraz szlifuje technikę skoku, prędkość na rozbiegu i ostro walczy o wzrost odwagi na skoczni. W tym ostatnim pomóc ma jej... kłucie.
- To nowa metoda zwana klawiterapią. Ma na celu rozładowanie stresu i napięcia układu nerwowego przez nakłuwanie klawikami, które nieco przypominają gwoździe. Wprowadza się je w odpowiednich miejscach na skórze, głównie na głowie i szyi - wyjaśnia Pyrek.
Klawiterapeutą Moniki został znany w środowisku lekkoatletów fizjoterapeuta Marek Adamski.
- Po raz pierwszy zastosował metodę wobec córki, która odczuwała strach przed egzaminem ze skoku przez kozła - opowiada Pyrek. - Jej pomogło, a ja też czuję, że klawiterapia wpływa na moją odwagę i gotowość do ryzykownych zachowań. Czasami z powodu stresu tyczkarzom nie wychodzi odbicie i jest nerwowo.
Rekord życiowy Pyrek wynosi 482 cm. Monika niedawno podczas treningu zbliżyła się do tego wyniku.
- Użyłam najtwardszej w mojej karierze tyczki i zastosowałam najwyższy uchwyt. I przeleciałam nad poprzeczką na 480 centymetrach. Nie jest źle - ocenia swoją formę Monika.
Forma ma być na 110 procent! Sawrymowicz schudł 3 kg podczas zgrupowania
- Tak ciężko chyba jeszcze w życiu nie trenowałem. Ale w Pekinie muszę być przygotowany nie na 100, ale na 110 procent - mówi Mateusz Sawrymowicz (21 l.), mistrz świata w pływaniu na 1500 m st. dowolnym.
"Super Express" towarzyszył mu podczas zajęć. O godz. 8 rano był już w wodzie, po chwili pokonał dystans 8 kilometrów. Po 16.00 kolejny trening i znów 8 km.
- Ale to i tak trochę lżej niż było na zgrupowaniu w górach Sierra Nevada - porównuje "Sawrym". - Tam w rozrzedzonym powietrzu zaczynaliśmy o 6.30 i obok wytrzymałości ćwiczyliśmy także prędkość sprinterską. Po południu tak samo, a na deser jeszcze 45 minut na siłowni.
Z Sierra Nevada wrócił 3 kilogramy chudszy.
- To wynik ciężkiego treningu, ale również klimatu i nie najlepszego jedzenia. Jakieś suche, nie zawiera chyba tyle tłuszczu i węglowodanów, ile potrzeba po takich treningach - ocenia.
- Niech on tak nie narzeka! - ripostuje trener, Mirosław Drozd, który na zakończenie treningu miał dla podopiecznego dobrą wiadomość. - Jutro będziesz miał do przepłynięcia tylko... 12 km.
Marco Bonitta wyciska ze Złotek siódme poty, Glinka zagra dla siebie i Agaty Mróz
- Trenujemy w Szczyrku ostro jak nigdy - mówi włoski trener kadry siatkarek Marco Bonitta (45 l.).
Anna Barańska (24 l.) twierdzi, że wysiłek jest tak wielki, że niekiedy po zajęciach trudno jej się nawet ruszyć.
- Ale nie narzekam, bo Pekin to największe wyzwanie w mojej karierze - mówi. - A z uciech pozostał nam tylko wypad do fryzjera lub manikiurzystki - śmieje się.
Najlepsza polska siatkarka Małgorzata Glinka (30 l.) nie miała w tym roku wakacji, chociaż nie brała udziału w Grand Prix. - W tym czasie też ostro trenowałam i nie było czasu na odpoczynek - opowiada.
"Złotka" zapewniają, że w Pekinie powalczą o medal.
- Dam z siebie wszystko, bo na igrzyskach zagram nie tylko dla siebie, ale i dla Agaty Mróz (była najlepszą przyjaciółką Gosi - red.), dla męża i rodziny - dodaje Glinka. - W ostatnich 14 latach miałam dla rodziny mało czasu, bo poświęcałam go na treningi i mecze. Dlatego zaciskam zęby, bo tym występem chcę im to wynagrodzić.
Szymon Kołecki ściga się z czasem. Olewa piekielny ból i podnosi 20 ton dziennie
Kontuzjowane kolano dokucza mu na każdym treningu. On się jednak tym nie przejmuje. - A co mam zrobić? Siąść i płakać? To nie piłka nożna - mówi Szymon Kołecki (27 l.), który w Pekinie ma tylko jeden cel: złoto.
Cetniewo, dzielnica Władysławowa, jednego z najpopularniejszych kurortów nad polskim morzem. Przeciętny odwiedzający te okolice człowiek spędza czas między plażą, sklepami i smażalniami ryb. Ale Szymon Kołecki nie jest przeciętny. Tacy nie przerzucają codziennie 20 ton żelastwa.
- Do Pekinu jest już naprawdę bardzo mało czasu - przyznaje pięciokrotny mistrz Europy w podnoszeniu ciężarów. - A mnie niczego nie brakuje właśnie tak, jak czasu.
Wszystko przez kontuzję kolana, która nie pozwalała mu normalnie trenować przez kilka miesięcy.
- Teraz jest już trochę lepiej - przyznaje. - Wprawdzie wciąż piekielnie boli, ale zaciskam zęby i dźwigam. Nie mam innego wyjścia, jak po prostu olać ten ból i trenować. I to jak trenować! Szymon w poniedziałki, środy i piątki ma po dwa treningi, a we wtorki, czwartki i soboty po jednym. Każdy trwa od 2 do 5 godzin.
- Po czymś takim nie mam na nic siły - nie ukrywa. - W sumie tygodniowo przerzucam co najmniej 120-140 ton, co daje dziennie średnio 20 ton - zdradza nam Szymon. - Nie ma mowy o chwili przerwy, bo po prostu się nie wyrobię do igrzysk. A w mojej kolekcji medali brakuje olimpijskiego złota...