- Miało być pięknie, ale przegraliśmy. Dlaczego?
- We wszystkich statystykach, oprócz bloku - w którym byliśmy o 2 punkty gorsi - byliśmy lepsi od rywali. Najprościej byłoby więc powiedzieć, że przegraliśmy słabszym blokiem, ale to nie oddaje całej prawdy. Walka była wyrównana, zadecydowały przecież tylko 2 punkty w tie-breaku. To był podobny mecz do tego z Rosją, tylko że wtedy wykorzystaliśmy swoje szanse. Teraz to się nie udało.
- Ale gdyby nie fatalny początek, może nie trzeba by było grać tie-breaka. Dlaczego Polacy rozpoczęli ten mecz tak nerwowo?
- Rzeczywiście, byli bardzo spięci. Szczególnie brakowało zimnej krwi, gdy trzeba było bronić i blokować. Wszystkie zmiany, które robiłem, i przerwy miały na celu uspokojenie zawodników. Tę nerwowość w naszym zespole wprowadzał Vermiglio, który nawet gdy było gorsze przyjęcie, wspaniale rozgrywał.
- Lepiej zaczęło się dziać dopiero po zmianie Świderskiego i Plińskiego na Wikę i Możdżonka. Nie za późno te zmiany?
- Pliński ani nie atakował, ani nie blokował. W ogóle nie dotykał piłki. Dlatego go zmieniłem. Natomiast Świderski grał w pierwszym secie bardzo dobrze, był najlepszy na boisku. Zepsuł dopiero trzy ostatnie piłki. Wtedy go zmieniłem.
- To był pożegnalny mecz z polską reprezentacją?
- Kończy mi się kontrakt, ale mogę jeszcze poprowadzić drużynę w eliminacjach mistrzostw Europy. Chciałbym usłyszeć, co powie federacja.
- Podobno oferta, którą panu przedstawili, nie była dla pana satysfakcjonująca...
- Rzeczywiście, dostałem ofertę, przeczytałem ją i powiedziałem "nie".
- Z przyczyn finansowych?
- Tak. Oferta przewidywała bowiem takie same pieniądze jak dotychczas. Nawet jeśli zdobędziemy w Pekinie medal. W przyszłym tygodniu wydam w tej sprawie specjalny komunikat. Teraz, gdy kończą się igrzyska, nie jest ku temu dobry czas.
- Więc może pan zostać?
- Nie zamykam jeszcze żadnych drzwi. Chcę zaznaczyć, że jestem bardzo zadowolony z zawodników, ich pracy, warunków, jakie mi stworzył związek siatkarski...
- Chyba mniej jest pan zadowolony z dziennikarzy, którzy nieraz mocno panu dopiekli...
- To było tak, że jak wygrywaliśmy, to robili ze mnie bohatera. Jak przegrywaliśmy - nieudacznika. Raz byłem fenomenem, raz - katastrofą. Po meczu, gdy gratulowałem zwycięstwa trenerowi Anastasiemu, powiedziałem mu: "Widzisz. Tylko 2 punkty różnicy i ty jesteś bohaterem, a ja - ofiarą".
- Widzi pan swego następcę wśród polskich trenerów, czy też uważa pan, że znów trzeba będzie sięgać po kogoś z za granicy?
- Nie odpowiem na to pytanie.
- Jak panu się pracowało w Polsce?
- Napisałem o tym książkę.
- Ale to było rok temu, gdy był pan na fali, po wicemistrzostwie świata.
- Jedyny turniej, który za mojej kadencji się nie udał, to były ME w Moskwie. Do wszystkich innych, także do igrzysk, byliśmy dobrze przygotowani. Polska jest na pewno w szóstce najlepszych drużyn na świecie. Nawet w Izmirze, gdzie graliśmy bez pięciu kontuzjowanych zawodników, było OK. A mimo to dziennikarze jednego z koncernów chcieli mnie ukrzyżować.
- Co za kilka miesięcy powie pan o Polsce komuś, z kim będzie pan pił kawę?
- Że Polska to wspaniały kraj, w którym są wspaniali kibice, fantastyczne, piękne kobiety, siatkarze, którzy potrafią ciężko pracować. Tylko dziennikarzy trudno kontrolować (śmiech).
Mirosław Przedpełski (57 l.), prezes PZPS Trzeba pojechać innym koniem!
Czy Lozano na pewno odchodzi? Na pewno to umrzemy, a poza tym... Definitywne rozstanie nigdy nie brzmi dobrze. W tej sytuacji nie jestem jednak pozytywnie nastawiony do przedłużenia kontraktu z Lozano. Wydaje mi się, że trzeba coś odświeżyć w tej reprezentacji i dalej pojechać już innym koniem. Oczywiście tym zajmie się już nowy zarząd PZPS, to on podejmie decyzję w tej sprawie. Jednak moje zdanie jest właśnie takie. Zmiana jest potrzebna.