„Super Express”: - Żartował pan, że może Pan kończyć pracę trenerską, bo jako trener kadry ma Pan stuprocentowa skuteczność, czyli wygrany mecz z Brazylią 3:0. Po tym triumfie siatkarze podrzucali pana wysoko do góry, jak żadnego innego trenera...
Jakub Bednaruk: - Oni sobie ze mnie jaja zrobili po prostu. Dostali później ochrzan za to podrzucanie, że zażartowali sobie ze mnie. Pytałem ich: „Po cholerę mnie podrzucacie”, a oni na to, że dla śmiechu. Ta grupa w którą ja się wpakowałem była fantastyczna. Potrafili się bawić, tańczyć a jednocześnie bić się na boisku, jak na wojnie.
- Sam się pan chyba nie wpakował do tej kadry, tylko ktoś pana zaprosił?
- Związek. Dziękuję Jackowi Kasprzykowi i Włodkowi Sadalskiemu, bo to była ich decyzja i oni zadzwonili do mnie z taką propozycją, kiedy wróciłem z wakacji.
- Na sugestię trenera Heynena?
- Nie do końca. Zaproszenie mnie na turniej było decyzją związku.
- Strasznie nagłośniona została sprawa wcześniejszego opuszczenia kadry grającej w USA przez trenera Heynena. Po opuszczeniu przez niego kadry była jakaś nerwowość w zespole?
- A było to widać obserwując ostatni mecz ? Chyba nie. Wszyscy wiedzieliśmy co mamy robić, na co się przygotować. Nie było żadnej nerwowości, ale bardzo duża mobilizacja.
- Może po tym epizodzie dostanie pan zaproszenie do stałej współpracy z kadrą. Były jakieś sygnały?
- Nie oczekuję tego. Podejmując się tego zdania nie zakładałem ani ja, ani związek dłuższej współpracy. To było dwutygodniowe zlecenie, które skończyło się, gdy wylądowaliśmy w Warszawie.
- Co z pana brązowym medalem za trzecie miejsce w Final Six. Będzie przekazany fundacji Herosi?
- Absolutnie tak. Już ruszyła akcja charytatywna, medal trafi do fundacji za tydzień kiedy będę w Warszawie. Proszę „Super Express” żebyście nagłośnili tę akcję. Zam tę fundację i wiem, że warto wydać pieniądze ,żeby pomóc dzieciom. Do mojego medalu Karol Kłos dorzucił na licytację kapitańską koszulkę z turnieju w Chicago.