Katarzyna Skowrońska-Dolata: Uśmiech nie schodzi mi z twarzy

2017-06-29 4:00

W styczniu zerwała więzadło w kolanie i myślała o zakończeniu kariery. Ostatnio jednak wróciła jej radość z uprawiania sportu i zdecydowała się przenieść do brazylijskiego klubu. - Poczułam się jak dziecko, które znowu dostało do ręki ukochaną zabawkę - mówi w rozmowie z "Super Expressem" Katarzyna Skowrońska-Dolata (34 l.), najlepsza polska siatkarka, która przebywa obecnie za oceanem.

"Super Express": - Jak forma po czteromiesięcznej rehabilitacji?

Katarzyna Skowrońska-Dolata: - Operacja w pełni się udała. Ostatni rezonans pokazał, że wszystko idzie w dobrą stronę. Mam pełne zgięcie i wyprost kolana. Trzeba jeszcze popracować nad mięśniem czworogłowym uda, który po kontuzji więzadeł należy odbudować.

- Dalsza część rehabilitacji przebiega w Brazylii, bo chciała pani przy okazji odwiedzić swój nowy klub, Barueri?

- Już krótko po kontuzji dostałam propozycję, by na rekonwalescencję przyjechać do Brazylii. W najtrudniejszym okresie wolałam jednak spędzić więcej czasu w domu. Trener reprezentacji Ze Roberto, z którym się przyjaźnię, a który prowadzi Barueri, ma doświadczenie w pracy z siatkarkami po takich kontuzjach jak moja.

- Nie od razu było jasne, czy będzie pani kontynuować karierę.

- Przez pierwsze dwa miesiące byłam przekonana, że nie wrócę do sportu. Nie miałam komfortu, czułam jakby to nie była moja noga. Pomyślałam: "Kurde, zaraz kończę 34 lata, może to sygnał, żeby sobie dać spokój?". Kiedy jednak w końcu stanęłam mocno na nogach, pojawiła się tęsknota za siatkówką. Kilka dni temu po raz pierwszy miałam na treningu piłkę w rękach. I uśmiech nie schodził mi z twarzy przez cały dzień.

- Czego po pani oczekują szefowie brazylijskiego klubu?

- Kiedy Ze Roberto mnie zapraszał, mówiłam mu, że przecież jestem kulawa i się nie nadaję. Ale on mnie uspokajał, zapewniał, że chce mnie mieć u siebie. I przekonał do brazylijskiej ligi, w której zresztą od dawna chciałam się spróbować. W drużynie beniaminka nie ma wielkiej presji, wszystko odbywa się w przyjaznej atmosferze, czuję wielkie wsparcie. Na razie trenuję delikatnie, nie mogę przesadzić z obciążeniem mięśnia, na pełną moc przyjdzie czas za dwa miesiące.

- Jak się pani tam żyje?

- Tu jest początek zimy. Koleżanki patrzą na mnie dziwnie, gdy kładę się w słońcu na leżaku przy 25 stopniach. Im jest zimno, niektóre chodzą w ocieplaczach. Na basenie ośrodka sportowego nie ma żywej duszy. Dla nich ciepło zaczyna się chyba od 40 stopni. Mam wszystko, czego mi trzeba, siłownię, trenerów, asystentów. Wzięłam ze sobą w komputerze kurs językowy i ostro się uczę. Na treningach już wszyscy mówią do mnie po portugalsku, żebym szybciej chwytała słownictwo.

Najnowsze