„Super Express” – Denerwuje się pan przed turniejem?
Vital Heynen: – W tym momencie ani trochę.
– Jakoś nie wierzę.
– No to, ściślej mówiąc, teraz nie czuję niepokoju, ale pewnie przed samymi meczami trochę nerwów się pojawi. Powiedziałbym, że jesteśmy na dobrej drodze, może nie bez zmartwień, ale i bez problemów, z którymi nie potrafilibyśmy sobie poradzić. Moje samopoczucie, jeśli chodzi o stan przygotowań? Neutralne. Przeszliśmy przez okres przygotowawczy bez kontuzji, z przyzwoitymi wynikami. O pewne rzeczy mogę się trochę martwić, ale jesteśmy na właściwym szlaku, na którym trzeba jeszcze postawić ostatni krok.
– Jakie są największe zmartwienia selekcjonera przed walką o igrzyska?
– Pracowaliśmy bardzo ciężko w Zakopanem. Zespołowi brakowało świeżości, dlatego zastanawiam się, czy mieliśmy wystarczająco dużo czasu na regenerację po tej harówce na obozie. To typowe problemy, by po ciężkim okresie w odpowiednim momencie dojść do siebie. Dlatego siatkarze dostali po Memoriale Wagnera dwa dni wolnego, a w ostatnich trzech dniach przed kwalifikacjami treningi były lekkie. Obciążenia graczy generalnie są duże, więc staramy się robić wszystko, by je z nich zrzucić przed zawodami.
– Czy Memoriał Wagnera posłużył panu do tego, by upewnić się, kto powinien grać w pierwszej szóstce, czy już pan to wiedział wcześniej?
– Nawet dzisiaj nie jestem pewien, kto wyjdzie w podstawowym składzie. Mecze w Krakowie służyły temu, by wszyscy siatkarze spędzili trochę czasu na parkiecie w normalnym spotkaniu. Dotyczyło to może najbardziej Wilfredo Leona, który jest z nami krótko, dopiero od kilku tygodni. Chodziło o to, by jeszcze lepiej zintegrował się z zespołem na boisku, bo do tej pory nie miał na to dość czasu.
– Jest pan zadowolony z tego jak Wilfredo wprowadził się do drużyny?
– Bardzo, nie tylko na poziomie siatkarskim. Na początku widać było, że szuka przyjaciół, ale dzisiaj rozmawia z innymi chłopakami, żartuje. Z nim jest dokładnie tak jak z każdym pierwszoroczniakiem w drużynie narodowej. Nie zakumplujesz się od razu z każdym, ale masz dobry kontakt z resztą grupy. Dla mnie nie ma już tego tematu, sprawa integracji Leona jest za nami. Teraz skupiamy się na detalach sportowych i tym, co kto może zrobić lepiej.
– Co może zrobić lepiej Leon? Też miał swoje problemy.
– Nie oceniam indywidualnie graczy, ale zawsze można lepiej przyjmować zagrywkę, doskonalić współpracę z rozgrywającym, to dotyczy każdego. Dla mnie tematem numer jeden jest teraz świeżość zawodników.
– Może za szybko chcemy, by Leon od razu wszedł na kosmiczny poziom w kadrze?
– Wilfredo jest świetnym siatkarzem, Memoriał to pokazał. Sam jednak nie wygra, do tego potrzebuje całego zespołu. Niektórzy myślą, że wystarczy włożyć jednego gracza do drużyny i wszystko samo zadziała. Kibice uważają, że mistrzowie globu teraz już na pewno nie przegrają. Nie ma idealnego świata, ludzie chyba zdają sobie sprawę, że to nie funkcjonuje tak prosto.
– Kibice chcieliby, żeby Leon zastąpił Bartka Kurka w roli killera kończącego najważniejsze piłki.
– Jeśli tak na to patrzymy, to chyba jesteśmy w dobrym położeniu wyjściowym. Rok temu Kurek nie prezentował się dobrze przed mistrzostwami świata.
– Michał Kubiak nie zachwycił podczas Memoriału, sam zresztą przyznał, że z formą nie jest jeszcze najlepiej. Powinniśmy się martwić czy zdąży na kwalifikacje?
– Kubiak to Kubiak. To gość, który będzie walczył do upadłego. Wciąż może dostawać wiele piłek w ataku i stwarzać zagrożenie serwisem. Przypomnę, że w ubiegłym roku też mocno pracował, by dojść do optymalnej formy. I znalazł ją w mistrzostwach świata. Wie dobrze na czym polega właściwe przygotowanie do turniejów. Wierzę, że w ostatnim tygodniu przez kwalifikacjami znajdzie te dodatkowe parę procent. Podczas Memoriału już zresztą prezentował się fizycznie lepiej niż w poprzednich dniach. Robił ważne rzeczy, które nie zawsze widać w statystykach.
– Nie był pan zaniepokojony jego grą? A może oczekiwał pan więcej?
– Moje odczucia czy zmartwienia były dokładnie takie same jak po ubiegłorocznym Memoriale. Jak zajrzałem do notatek, to widzę, że uwagi się powtarzają.
– Czyli wszystko zgodnie z planem?
– Plan zawsze jest taki, by wygrywać jak najłatwiej. Potem przychodzi rzeczywistość i okazuje się, że nie jest to takie proste. Nic dramatycznego na razie się nie wydarzyło. Na tym etapie pracy myślę zupełnie normalnie o tym, co nas czeka w Gdańsku.
– Da się coś jeszcze poprawić w ciągu trzech dni treningów przed turniejem?
– Na pewno drobne zmiany są możliwe. Mogą to być pozornie rzeczy niewidoczne dla obserwatorów, ale wewnątrz drużyny bardzo istotne.
– Sobotni mecz z Francją spędza wam sen z powiek?
– Gdy się gra z takim rywalem jak ostatnio Finlandia, można dominować. Kiedy naprzeciwko stają Francuzi, to o wyniku decydują detale. Sierpień to w ogóle dość dziwny i trudny moment na rozgrywanie tak ważnych zawodów, jeśli więc któryś zespół jest w stanie pokusić się o zbudowanie najwyższej formy latem, zdobędzie bilety do Tokio. Wracając do lipcowego finału Ligi Narodów, mieliśmy tam inny zespół, grający w dodatku bez wielkiego ciśnienia. W Gdańsku presja da o sobie znać także z tego względu, że gramy u siebie i to podstawowa różnica. Dlatego musiałem mieć w drużynie jak najbardziej doświadczonych siatkarzy, którzy wiedzą jak sobie z radzić z presją, bo przerabiali już to wcześniej wielokrotnie.