Jakość gry nie ucierpiała, a siatkarze dobrze się bawili, ustawiając się do zmiany według numerów, jeden za drugim. Takie zagrania znamionują siłę drużyny i są pokazem tego, do czego zdolny jest ich szalony szkoleniowiec. Rozbawiony Heynen tak wyjaśnił swoje postępowanie: – Obiecałem graczom, że zrobię zmianę w połowie meczu. Gdyby mecz trwał cztery sety, zmieniłbym ich po dwóch. Tutaj jednak już po półtora seta było jasne, że czekają nas trzy partie. Nie byłoby fair wobec innych zawodników pozwolić im dłużej czekać. Mógłbym zmieniać jednego za drugim punkt po punkcie, ale o czym wtedy pisaliby dziennikarze? – zastanawiał się nasz trener, podkreślając, że sportowo zmiana nic nie zmieniła w grze jego podopiecznych.
– Uważam za niesamowite, że wpuszczam sześciu siatkarzy, a oni utrzymują tempo. Bardzo mi się to podobało. Sześciu nierozgrzanych zawodników weszło na parkiet i wynik nie uległ zmianie. Wiedzieli o tym wcześniej. Ale wciąż mieli wątpliwości czy ten szaleniec się do tego posunie... - śmiał się Heynen.