Super Express: - Dużo nerwów kosztował kosztowało Panią finałowe spotkanie z Brazylią?
Anna Grejman: - Jeszcze dzisiaj (rozmawialiśmy w poniedziałek- red.) się trzęsę i boli mnie brzuch z nerwów. Choć nie powinnam się denerwować, bo gdy rozmawiałam z Bartkiem przed meczem to sprawiał wrażenie spokojnego o wynik..
- Dlaczego nie poleciała Pani kibicować i Bartkowi na miejscu, w Turynie?
- Chciałem, ale ze względu na treningi w klubie nie było to możliwe. Nie mogłam nawet pojechała po Bartka do Warszawy.
- Wierzyła Pani, że sięgnie z kolegami po złoto?
- Nie byli faworytami i może dobrze. Ale dzięki rozmowom z Bartkiem wiedziałam na co ich stać. Mówił, że to co robią na treningach ma sens i wszystko zmierza w dobrym kierunku.
- Bartosz wcześniej często był krytykowany, 4 lata temu został odsunięty od reprezentacji, która zdobyła mistrzostwo świata. Jak on to znosił?
- Dziwiłam się, że tyle hejtu pojawiało się na jego temat. Nawet znajomi pytali mnie, dlaczego ludzie go tak nie lubią. Ja tego też nie rozumiałam. Poprzednie sezony nie były dla niego łatwe, również z powodu kontuzji jego i moich, którymi też się martwił. Jednak robił swoje i pracował ciężko, mogę zapewnić, że ciężej od innych chłopaków. Podziwiam go za ambicję, profesjonalizm i biorę z niego przykład. Co do krytyki, to wielokrotnie powtarzał, że najważniejsze dla niego jest zdanie i wsparcie rodziny i moje. Chyba tak było, bo po ostatniej piłce, którą zakończył mecz z Brazylią minęła chyba minuta i już zadzwonił do mnie i podziękował za wszystko. Byłam tak zaskoczona, myślałam, że miał telefonu ze sobą w hali, ale okazało się, że szybko pobiegł do szatni.
- Na instagramie pojawił się pani wpis z gratulacjami i słowa: Od dzisiaj będę myła gary do końca życia. O co chodzi, to jakiś zakład?
- Nie, to był żart (śmiech). Były takie emocje w czasie meczu i po nim, że chciałam to odreagować, nawet przez wpis na portalu. A obowiązkami w domu dzielimy się nimi równo, a poza tym mamy zmywarkę.
- Ale słowa „do końca życia”są bardzo znamienne. Chodzi o ślub, plany na przyszłości?
- To bardziej pytanie do Bartka (śmiech). Ten temat przewija się w luźnych rozmowach, nie wyobrażamy sobie przyszłości bez wspólnego życia.
- Bartosz przyjął ofertę Stoczni Szczecin dlatego, iż pani trafiła do Chemika w Policach?
- Chcemy żyć razem. A ciężko było znaleźć takie miejsce, bo w niewielu miastach jest klub męski i żeński na odpowiednim dla nas poziomie. Fajnie, że pojawiła się taka opcja.
- Wróciła pani do Szczecina ze względów sentymentalnych i rodzinnych?
- Nie. Przyjęłam ofertę Chemika, bo mistrzowi Polski się nie odmawia. Natomiast przy wyborze klubu nie kieruję się tym, czy będę blisko rodzinnego domu czy nie. Obojętnie w jakim klubie grałam, to zawsze starałam się znaleźć czas, żeby odwiedzić rodzinną Chojnę, która leży 70 km od Szczecina.
- Sportowcy będący w związkach prywatnych rywalizują ze sobą. Jak to jest u was?
- Wspieramy się i dopingujemy nawzajem. Sukces Bartka będzie dla mnie dodatkową motywacją do ciężkiej pracy.