Do 21, a potem dwa razy do 22 - przewaga Serbii w finale z Brazylią nie podlegała dyskusji. Drużyna z Bałkanów już szósty raz grała w wielkim finale LŚ i w końcu dopięła swego. Do zwycięstwa poprowadził ją Drażen Luburić, zdobywca 10 punktów. Brazylia nie wygrała Ligi Światowej po raz dziesiąty, ale teraz pora na igrzyska, które organizuje. Zagrają tam też trzecie i czwarte Francja i Włochy oraz Polska i USA, które do półfinałów Final Six nie awansowały.
Serbia - Brazylia 3:0 (25:22, 25:22, 25:21)
Serbia: Jovović (1), Luburić (10), Kovacević (9), Ivović (16), Lisinac (8), Podrascanin (7), Majstorović (libero) oraz Nikić.
Brazylia: Bruno (2), Wallace (18), Souza (5), Lucas (4), Lucarelli (11), Mauricio (6), Brendle (libero) oraz William, Evandro (1), Fonteles (4), Eder (3
Kilka dni temu spod domu moich rodziców w Kasinie Wielkiej policja zabrała oszołoma z nożem. Oszołom ów już niejedną noc przespał na pobliskim przystanku autobusowym. Przyjeżdżał z drugiego końca Polski, gdy dowiadywał się, że mogę być z rodziną. Od kilku lat twierdzi, że broni mnie przed szatanem i że moje życie do niego należy - specjalnie dla Sport.pl Ekstra pisze Justyna Kowalczyk. Artykuł otwarty w ramach bezpłatnego limitu prenumeraty cyfrowej Rzeczy, które wypisywał do mnie na Facebooku, nie nadają się do publikacji. Bałam się go od dawna. Bo nikogo nie boję się tak bardzo jak fanatyków. Nie wiem, czy ingerencja policji coś w sprawie tego natręta zmieni. Choć mam nadzieję. Z takimi sytuacjami właśnie kojarzy mi się popularność. Z robieniem zdjęć z ludźmi o każdej porze dnia i nocy. W każdej sytuacji. Ze zdjęciami, na które prawie nigdy się nie zgadzam, czyli w trakcie treningu. Ale również ze zdjęciami obiadowymi, między przeżuwaną sałatą i mięsem. Gdy rozmawiam z dawno niewidzianą bliską osobą. W trakcie prowadzenia auta też. W sklepie. W szpitalu czy u weterynarza. Gdy się spieszę (a spóźniać się nienawidzę!). Jeśli się na wspólne zdjęcie nie zgodzę lub nie będę wystarczająco miła, to znaczy, że woda sodowa uderzyła mi do głowy. Popularność to zdjęcia, które robią mi ludzie w czasie, gdy np. ciągnę oponę i jestem zdyszana, często zapluta, prawie zawsze z grymasem bólu na twarzy. Mało komfortowa sytuacja dla kobiety. Nie proszę o wiele, chciałabym tylko móc wykonać swoją pracę najlepiej jak umiem. Biegi narciarskie podobnie jak kolarstwo, wioślarstwo, kajakarstwo czy triatlon nie są sportem ani dla zuchwałych, ani dla rozrywkowych. Są dla pokornych. Dla ludzi, którzy każdego dnia muszą się mierzyć z dużą dawką monotonnego treningu. Miałam przez kilka ostatnich dni obozu w Otepää wątpliwą przyjemność dzielić ścianę z młodymi szwedzkimi biegaczkami. Życie w ośrodkach sportowych opiera się na kilku niepisanych zasadach, których przestrzegać trzeba. Najważniejszą jest zachowywanie ciszy. Nie tylko w nocy. Nigdy nie wiesz, jaki plan dnia mają przedstawiciele innych dyscyplin. Cisza to szacunek dla pracy, dla treningu. Chcesz głośnej muzyki? Słuchaj jej przez słuchawki. Chcesz balować do rana? Wyjdź gdzieś, oczywiście jeśli nie boisz się trenera. Często tak bywa, że w pokoju hotelowym młody człowiek bywa bohaterem, ale za drzwiami dziwnie traci cały animusz. Pewnie byłam dla tych młodych ludzi starą, marudzącą gwiazdą, której popularność uderzyła do głowy, bo ośmieliłam się zwrócić im uwagę. Kiedyś zrozumieją. W każdym razie międzynarodowej kariery im nie wróżę. Już dawno zauważyłam taką prawidłowość, że im lepszy sportowiec, tym mniej go za ścianą słychać. 18 lat w sporcie wyczynowym to wielki bagaż doświadczeń i obserwacji. Taki bank danych. Dzięki niemu teraz potrafię zaakceptować dużo więcej, niż akceptowałam, gdy byłam młodą zawodniczką. Już wiem, że spokój jest najważniejszy. Był czas na wyrobienie sobie zdania na temat różnych praktyk medycznych w sporcie. Był czas na nauczenie się, jak łączyć prywatność, ciężką pracę i popularność. Nie zawsze wychodzi tak, jakbym chciała, bo jestem tylko człowiekiem. Nie tylko szeroko uśmiechniętym. Często zmęczonym, przez to nerwowym. Z popularności nauczyłam się brać wszystko, co najlepsze. Przecież to dzięki znanemu nazwisku mogę pomagać Mukoludkom. Są oczywiście inne, bardziej przyziemne zalety. Świetny samochód, którym jeżdżę, lepsze zarobki. Bo przecież na przyszłość zarabiam głównie, będąc twarzą banku. Kilka kolejek w życiu się skróciło. Było parę wzruszających momentów na ulicy, gdy ludzie dziękowali za wiarę, za siłę, którą podobno im daję. To wszystko można jakoś sensownie połączyć. Póki nie trzeba wzywać policji.